Katecheza 28 maja 2023.
Dzieje kultu błogosławionego Wincentego Kadłubka
Zaraz po śmierci Wincentego zaczęto wzywać jego pomocy w różnych potrzebach duchowych i materialnych, oddawać mu kult prywatny, a powoli i kult publiczny – piszą Ojcowie Cystersi z Jędrzejowa o swoim współbracie. Początkowo, wiele czynników działało hamująco na rozwój kultu bł. Wincentego. Na przykład aż do XVI w. kościoły cysterskie były niedostępne dla świeckich, wierni nie mogli gromadzić się przy grobie Wincentego. Nadto cystersi zasadniczo nie starali się o przeprowadzenie kanonizacji swoich członków. Pragnęli, aby świętość ich była znana tylko Bogu. Kult Wincentego trwał jednak stale.
Wreszcie w 1680 roku rozpoczęto proces beatyfikacyjny, zdążający, zgodnie z przepisami ustanowionymi przez papieża Urbana VIII, do uzyskania zatwierdzenia przez Stolicę Apostolską istniejącego kultu. Proces ten jednak został przerwany z powodu okoliczności zewnętrznych takich jak: wojny, sytuacja Polski pod rządami obcych królów. Dopiero jego wznowienie po 80 latach dało pomyślny wynik. W dniu 11 lutego 1764 roku Kongregacja Obrzędów zatwierdziła kult Wincentego, a tydzień później decyzję tę potwierdził papież Klemens XIII. Równało się to wówczas urzędowej beatyfikacji.
Jest rzeczą znamienną, że mimo tak nie sprzyjających wydarzeń historycznych, jak rozbiory Polski, kult po beatyfikacji nie został zahamowany. Na ziemiach Polskich przodował w nim Kraków. Tam w katedrze na Wawelu wzniesiono ołtarz z obrazem malarza włoskiego San Salvatora, datowanym na rok 1764, przedstawiający bł. Wincentego Kadłubka w habicie cysterskim u stóp Matki Bożej. Również w Krakowie, w roku 1778 dobudowano do stojącego na krakowskim rynku kościoła św. Wojciecha kaplicę, w której umieszczono obraz bł. Wincentego oraz jego relikwie. Fakt, że kaplica ta została wzniesiona po I rozbiorze Polski jest wymownym świadectwem żywej czci ludu krakowskiego wobec błogosławionego dziejopisarza. Kiedy rząd zaborów w 1819 roku skasował opactwo jędrzejowskie wydawało się, że zabraknie krzewicieli pamięci o bł. Wincentym. Biskupi krakowscy, po zniesieniu diecezji kieleckiej, aż do roku 1845, byli bezradnymi świadkami zmierzchu jędrzejowskiej wspólnoty zakonnej. W 1855 roku zmarł Wilhelm Ulawski, ostatni cysters. Klasztor opustoszał, a kościół był bez należytej opieki.
Opatrzność Boża sprawiła, że w tym czasie kult zaczął rozwijać się w Sandomierzu. Za wszystkim stał biskup sandomierski Józef Goldtmann, który zapragnął, aby błogosławiony prepozyt Sandomierza patronował ludowi Bożemu i objął nad nimi ponownie duchowe władztwo. W tym celu postanowił sprowadzić cząstkę Jego relikwii do swojej katedry. Stało się to w podczas uroczystej procesji w 1845 roku. Relikwie bł. Wincentego umieszczono w okazałym gotyckim relikwiarzu i złożono w bocznym ołtarzu katedry. Relikwiarz ten został skradziony w 1981 roku. Ponowne sprowadzenie relikwii odbyło się 10 października 1982 roku. Kult błogosławionego Wincentego trwa i rozwija się w Sandomierzu po dzień dzisiejszy.
Katecheza 21 maja 2023.
Wincenty Kadłubek – wzór życia zakonnego
Według zgodnej opinii biografów ok roku 1218 biskup Wincenty przybył pieszo z Krakowa do Jędrzejowa. Wszystko wskazuje na to, że w czasie podróży w połowie drogi zatrzymał się w Miechowie w klasztorze Bożogrobców, któremu jako biskup nadał na własność wieść Świniarowo. Niebawem wieść o zdążającym pielgrzymie dotarła do wspólnoty zakonnej w Jędrzejowie. Wszyscy mnisi byli tym wydarzeniem głęboko poruszeni. Wyszli mu na spotkanie aż do miejsca, gdzie dziś znajduje się tzw. „Kopiec spotkania”, położony około jedynego kilometra od zabudowań klasztornych. Opat Teodoryk według ówczesnego zwyczaju z całym konwentem zakonnym upadł przed biskupem do stóp. Hierarcha krakowski nie pozostał dłużny, tak samo upadł przed znacznie młodszym od siebie opatem, który od tej chwili stawał się jego ojcem i panem, otrzymując od niego w zamian pocałunek pokoju. Tak rozpoczynał się ostatni, zakonny etap życia błogosławionego Wincentego – etap wyrzeczenia się świata w klasztorze cysterskim.
Jakie miejsce zajął biskup Wincenty w gronie mnichów? Czy on, człowiek gruntownie wykształcony, jeden z największych erudytów Polskich XII wieku, a jednocześnie hierarcha, biskup krakowski, został szeregowym mnichem? Czy musiał prosić przełożonego o możliwość zatrzymania przy sobie książek lub dokumentów na które nie pozwalała reguła? A z pewnością takie miał, skoro kontynuował pisanie Kroniki Polskiej. Czy musiał, jak każdy nowicjusz, chodzić na prywatne rozmowy z ojcem przełożonym i dzielić się z nim szczerze swoimi trudnościami w wierze i zniechęceniami? Kadłubek był człowiekiem dojrzałej i gorącej wiary, powszechnie szanowanym hierarchą, musiał cieszyć się nadzwyczajnym uznaniem wśród mnichów, o czym świadczy jego chwała pośmiertna. Od początku pobytu u Cystersów stał się Wincenty niedoścignionym wzorem dla współbraci.
Należy podkreślić, że Cystersi nie stosowali żadnych ulg dla nikogo, nawet dla biskupów. Wszyscy traktowani byli równo. Dzień mnichów jędrzejowskich, w którym uczestniczył odtąd biskup, miał swój dokładny rozkład. Zakonnicy znali tylko dwie pory roku: zimę, która trwała dla nich od dnia Podwyższenia Krzyża Świętego (14 września) do świąt Wielkiej Nocy, oraz lato, które obejmowało resztę roku kalendarzowego. Także godziny cysterskie nie równały się podstawowym, ogólnie przyjętym jednostkom czasu. Cystersi stosowali według reguły św. Benedykta zapożyczony od Chaldejczyków podział dnia i nocy na dwanaście części, przy czym dzień liczył się od wschodu do zachodu słońca. Dawało to latem dłuższe godziny i krótszą noc. A zimą odwrotnie. Od 14 września zaczynał się post monastyczny i trwał do Wielkiej Nocy. Poza okresem wielkanocnym dopuszczane było tylko 2 posiłki dziennie. W piątki Wielkiego Postu jedynym posiłkiem był chleb i woda. Nie spożywano mięsa, a Wielkim Poście także nabiału. Żaden z mnichów nie miał własnej celi. Mnisi, a nawet opat, sypiali we wspólnym dormitorium. Poszczególne godziny były wypełnione pracą i modlitwą. W wypełnianiu tych bardzo surowych praktyk pierwszym był biskup Wincenty, który dla nas pozostaje wzorem życia zakkonego.
Katecheza 14 maja 2023.
Błogosławiony Wincenty Kadłubek czciciel św. Stanisława ze Szczepanowa
Zasługą biskupa Wincentego było otwarcie drogi do kanonizacji św. Stanisława ze Szczepanowa. Stało się to zarówno dzięki jego „Kronice”, która ożywiała kult męczeńskiego hierarchy, jak i dzięki jego osobistym staraniom na forum episkopatu. Wincenty Kadłubek był dziesiątym z kolei następcą św. Stanisława. Jego świadectwo, które złożył w „Kronice” wyrażało przekonanie całego środowiska krakowskiego o świętości męczeńskiego biskupa. Pisząc o św. Stanisławie, Kadłubek zaczerpnął wiadomości z opowiadań biskupa krakowskiego Mateusza zmarłego w 1166 r. oraz arcybiskupa Jana zmarłego ok 1167. Ponadto, za życia Kadłubka żyło jeszcze sporo ludzi, którzy zetknęli się z bezpośrednimi świadkami tamtych wydarzeń. Stąd możemy przypuszczać, że Kadłubek w swojej kronice ukazał prawdziwą wersję tak przyczyn, jak i samego przebiegu zabójstwa biskupa.
Mistrz Wincenty w swojej „Kronice” mówi o posiekaniu ciała biskupa na 72 części. Chociaż świadkami zbrodni było wielu duchownych i świeckich, biorących udział we mszy świętej oraz żołnierze towarzyszących królowi Bolesławowi Śmiałemu, to jednak nikt się nie odważył, aby pochować ciała biskupa w obawie przed gniewem króla. Dopiero cuda, jakie zaczęły się dziać przy ciele męczennika ośmieliły niektórych do zajęcia się pogrzebem. Mistrz Wincenty wspomina o tym, że cztery orły nadleciały z różnych stron świata i strzegły ciała, z którego biła przedziwna światłość i przyjemna woń. W końcu doszło do cudownego zrośnięcia się posiekanego ciała. Wyrazem powszechnego przeświadczenia o prawdziwości tych cudów, był medal wybity z okazji kanonizacji Stanisława, na którym przedstawiono 4 orły, a na odwrocie dano napis łaciński: „Porąbany na cząstki, strzeżony przez orły, opromieniony z nieba, nazajutrz scalony”.
Dzięki swoim szczegółowym opisom Kadłubek jako pierwszy podniósł śmierć biskupa do rangi męczeństwa i ukazał go jako świętego. Tym samym jako pierwszy polski hierarcha zwrócił uwagę na potrzebę kanonizacji biskupa Stanisława. W swoim dziele umieścił nie tylko życiorys przyszłego świętego, ale wykazał także świętość jego życia, męczeńską śmierć oraz cuda. Wytyczył tym samym drogę papieskiej bulli kanonizacyjnej. Jak wykazują najnowsze badania „Kroniki” biskupa Wincentego Kadłubka, choć w opisie życia św. Stanisława znajdują się liczne elementy hagiograficzne, legendowe, to jednak opis przyczyn i samego zabójstwa biskupa jest w niej prawdziwy. Warto również dodać, że Mistrz Wincenty podał w swej „Kronice” bardzo ważną wiadomość o translokacji zwłok św. Stanisława, która była oznaką kultu. Według niego miała się ona odbyć 10 lat po śmierci biskupa. Wzmianka ta najlepiej dowodzi, że Kadłubek nie był twórcą kultu św. Stanisława, lecz jego kontynuatorem. Dzięki ożywieniu kultu św. Stanisława przez Mistrza Wincentego mogło dojść do kanonizacji patrona Polski w 1253 roku. Chociaż sam tej kanonizacji nie doczekał (odbyła się 30 lat po jego śmierci) to jednak możemy bez wątpienia powiedzieć, że to jedna z największych zasług Kadłubka jako biskupa krakowskiego.
Katecheza 7 maja 2023.
Błogosławiony Wincenty Kadłubek przykład skromności
We współczesnym świecie mówienie o skromności jest tematem tabu. Często niestety kojarzy się to słowo ze słabością, nieśmiałością i brakiem przebicia w tłumie ludzi. Psychologowie zastanawiają się czy skromność jest bardziej wadą czy zaletą? Niektórzy uważają, że to zaleta a swoje racje motywują tym, że kojarzy się ona z pokorą i usłużnością, cnotami tak bardzo poszukiwanymi we współczesnym świecie. Są jednak tacy, którzy traktują ją jako wadę, związaną z naiwnością i łatwowiernością.
Autor Księgi Mądrości Syracha zachęca nas:: „Im większy jesteś, tym bardziej się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana” (Syr 3,18).Św. Paweł zaś nalega „dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2,2-3). Cnota skromności związana jest z właściwą oceną siebie samego. Często mamy fałszywy obraz siebie, ponieważ w naszym życiu kierujemy się pychą. Uważamy się za lepszych od innych. Stąd często przyczyną braku skromności w naszym życiu jest uleganie grzechowi pychy i fałszywy obraz siebie samego. Przykładem skromności i pokory jest bez wątpienia błogosławiony Wincenty Kadłubek.
Patrząc po ludzku miał prawo czuć się wielkim i wybitnym. Był człowiekiem bardzo wykształconym. Najpierw skończył szkołę w Stopnicy, a następnie szkołę katedralną w Krakowie, a dalej kształcił się na uniwersytecie w Paryżu. Do kraju powrócił z tytułem magistra, co było rzadkością w tamtej epoce. Wincenty, jako człowiek uczony, związany był z dworem Kazimierza Sprawiedliwego, na którym najprawdopodobniej pełnił posługę kapelana i pracownika książęcej kancelarii. W końcu został wybrany na zaszczytną funkcję biskupa krakowskiego, którą pełnił przez 10 lat. Jako biskup zawsze podpisywał się skromnie - „niegodny sługa Kościoła”. Przeprowadził wiele reform w Kościele nad Wisłą. Postrzegany jako dobry biskup – Kadłubek jednak złożył urząd. Pragnął bowiem poświęcić się wyłącznie Bogu w jak największym uniżeniu. Pieszo jako pokutnik udał się klasztoru Cystersów w Jędrzejowie. Tam zgodnie z zasadą „Bogu wszystko, sobie nic” rozdał majątek rodowy. Opuścił biskupi i książęcy dwór, po to by żyć według ascetycznych reguł zakonnych. Jako nowicjusz służył ubogim, pomagał w kuchni i jak wspomina jedno ze świadectw historycznych „najlichsze wykonywał posługi”. Zmarł 8 marca 1223 roku wyniszczony postami i praktykami pokutnymi. Całe jego życie przesiąknięte było skromnością. Możemy powiedzieć, że Wincenty doskonale zrozumiał słowa św. Pawła skierowane do mieszkańców Koryntu: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?” (1 Kor 4,7).
Katecheza 30 kwietnia 2023.
Błogosławiony Wincenty – pokorny mnich cysterski
Ostatni znany szczegół z życia błogosławionego Wincentego, to fakt dobrowolnej rezygnacji z katedry biskupiej i wstąpienia do klasztoru cystersów w Jędrzejowie. Stało się to w roku 1218, za zgodą papieża Honoriusza III, ale co było przyczyną, że Wincenty powziął to postanowienie - czy jego łagodne i skłonne do samotności i rozmyślań usposobienie, czy też dawne niespełnione powołanie - trudno powiedzieć.
Już podczas nowicjatu błogosławiony Wincenty stał się niedoścignionym wzorem dla wszystkich braci. Jego pokora, posłuszeństwo, zaparcie się siebie, miłość, łagodność i cierpliwość budziły w braciach szacunek, a gorliwość, z jaką przestrzegał przepisów surowej reguły zakonnej, napełniała wszystkich głębokim podziwem. Błogosławiony Wincenty wstępując do opactwa miał przeszło sześćdziesiąt lat. Mimo tego, nie tylko nie chciał przyjąć żadnych zwolnień z reguły, których chcieli mu udzielić przełożeni ze względu na jego podeszły wiek, ale dodatkowo umartwiał swoje ciało dobrowolnymi praktykami pokutnymi, takimi jak noszenie włosiennicy.
Hagiografowie zapisują jedno cudowne wydarzenie z jego życia zakonnego. Ówczesna reguła Cystersów nakazywała zakonnikom schodzić się o północy na wspólne odmawianie Jutrzni. Błogosławiony Wincenty był zawsze wierny temu przepisowi, więc gdy pewnego razu nie zjawił się w chórze, zaniepokojony tym opat udał się do jego celi i przez szczelinę w drzwiach zajrzał do jej wnętrza. Jego oczy uderzył niezwykły widok: błogosławiony Wincenty, zatopiony w żarliwej modlitwie, unosił się w klęczącej postawie w powietrzu, a jego głowę otaczała niebiańska światłość. Uradowany opat pozostawił go i pospieszył do chóru, aby podziękować Bogu za łaskę posiadania świętego w zgromadzeniu. W chwilę później błogosławiony Wincenty przyszedł do siebie i spostrzegł, że czas Jutrzni już minął. Zasmucony tym udał się do opata i upadłszy mu do nóg, prosił o przebaczenie i pokutę. Opat, znając prawdziwą przyczynę jego rzekomej opieszałości, odpowiedział mu na to uściskiem. Mistrz Wincenty szczególnie słynął cnotą poory.
Katecheza 23 kwietnia 2023.
Błogosławiony Wincenty Kadłubek – Wychowawca Narodu
W swym trudzie pisarskim błogosławiony Wincenty czuwał nad tym, aby wszystkich swoich czytelników uczyć przede wszystkim miłości ojczyzny. Nie tylko walczył o praworządność kraju, nie tylko zwalczał i odważnie piętnował nadużycie prawa – jak czynił to później Piotr Skarga – ale w sposób pozytywny uczył miłości ojczyzny i wyzbywania się prywaty dla dobra publicznego – mówił Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński w homilii na 200-lecie beatyfikacji Wincentego Kadłubka.
Można powiedzieć, że za swoich czasów Wincenty Kadłubek był wychowawcą narodu. Właściwie to on zaczął formować cnoty społeczne i poczucie wspólnoty narodowej, chociażby przez to, że sięgnąwszy do przeszłości historycznej Polski wieku XII i początków XIII, wszystkie fragmenty naszych dziejów starannie zebrał, zapisał w pierwszej Kronice – historii Polski, zostawił swemu pokoleniu i naszym czasom. Jego Kronikę, która ma charakter wybitnie nauczycielski, można nazwać pedagogiką katolicką i narodową.
W swym trudzie pisarskim błogosławiony Wincenty czuwał nad tym, aby wszystkich swoich czytelników uczyć przede wszystkim miłości ojczyzny. To jest znamienne! Czegoś równie gorącego i żarliwego nie znajdziemy w piśmiennictwie polskim, chyba dopiero w Kazaniach sejmowych Piotra Skargi, dla którego Wincenty Kadłubek był wzorem. W swojej Kronice stawia bardzo ciekawy i świetlany cel: uczyć cnoty, zwłaszcza miłości ojczyzny, własnego kraju i ziemi ojczystej, zachęcać do czynów rycerskich i wzniosłych.
Kronika błogosławionego Wincentego jest wstępem do nieustannego trudu uczenia cnoty. Zachęcał on usilnie do czynów rycerskich i wzniosłych. W taki o to sposób przemawia do młodzieży: Ktokolwiek występuje przeciwko męstwu, świadczy tchórzostwem, przeciwko siwiźnie – jest szaleństwo, a przeciwko gnuśności trzeba zawsze przeciwstawić młodość. […] Trzeba szukać sposobności okazania odwagi, jeżeli sama się nie nawinie. […] – Kto kiedy uchylał się przed okazją sławy, chyba tylko ten, kto całkiem zatracił poczucie sławy. – Obrona lub ocalenie szczęścia współobywateli, największym jest ze wszystkich triumfów. – Nie godzi się myśleć o własnym bezpieczeństwie, gdy dobro ogółu na niebezpieczeństwo jest narażone.
Widzimy z tego, jak bardzo mistrz z Jędrzejowa uczy nas troski o społeczne życie narodu, jak ostrzega przed prywatą, samolubstwem, kręceniem się wokół siebie i wokół własnych spraw. Czyż te słowa nie są dziś na czasie? Czyż nie należałoby ich wypisać na wszystkich sztandarach, transparentach i na ulicach w czasie uroczystości narodowych?
Katecheza 16 kwietnia 2023.
Błogosławiony Wincenty Kadłubek – szczególny czciciel Matki Najświętszej
Błogosławiony Wincenty Kadłubek żył w czasach, kiedy w teologii rozpoczynał się szczególny czas refleksji nad zagadnieniem Maryi jako szczególnej orędowniczki u Bożego tronu. Wincenty był z Nią mocno związany, czego potwierdzenie można znaleźć w chrześcijańskiej tradycji i ikonografii oraz w „Kronice polskiej”.
Wiemy, że Kadłubek pozostawał pod wpływem św. Bernarda z Clairvaux. Ten wielki święty czasów średniowiecza jest nazywany pierwszym teologiem maryjnym. Do dziś odmawiamy jego głęboką modlitwę, nazywaną modlitwą św. Bernarda, a zaczynającą się od słów: „Pomnij, o Najmiłościwsza Panno Mario…”. Święty Bernard obrał za patronkę założonego przez siebie zakonu cystersów Najświętszą Maryję Pannę Wniebowziętą. Tradycja podaje, że do opactwa jędrzejowskiego wstąpił Kadłubek m.in. dlatego, że klasztor ów nazywano wtedy domem Maryi. Ikonografia chrześcijańska często zaś przedstawia go jako pokornego zakonnika klęczącego u stóp Maryi. Genezy tych przedstawień należy upatrywać w jednym ze średniowiecznych podań. Otóż Wincenty najwcześniej przychodził na modlitwy. Pewnej nocy jednak się nie pojawił. Zaniepokojony opat Teodoryk udał się do celi zakonnika i zajrzał dyskretnie do wnętrza. Ujrzał Wincentego pogrążonego w modlitwie, która była rozmową z Maryją.
Do tej średniowiecznej legendy niewątpliwie nawiązał mało znany malarz Adrian Głębocki, który pod koniec XIX w. namalował do sandomierskiej katedry obraz pt. „Wizja bł. Wincentego Kadłubka”. Dostrzegamy na nim zakonnika w ówczesnym stroju cysterskim, i Maryję, i opata Teodoryka będącego świadkiem objawienia. Warto tu zwrócić uwagę na sposób przedstawienia Matki Bożej. Jest Ona otoczona nieziemską poświatą i aniołami. Można odnieść wrażenie, że właśnie zeszła z obłoków, aby spotkać się ze swoim czcicielem, który wpatruje się w Nią z nieukrywanym zachwytem. Zarysowane w tle elementy średniowiecznej architektury podkreślają nastrój tajemniczości i mistycyzmu. W dolnej części obrazu dostrzegamy z kolei przedmioty charakterystyczne dla błogosławionego. Jest tu skrzynia ozdobiona herbem Poraj (przypuszczalnie taki był herb biskupi Kadłubka) z infułą i klejnotami z jego insygniów. W prawej dolnej części obrazu znajduje się zapisany na zwoju tekst krótkiej modlitwy: „Błogosławiony Wincenty módl się za wszystkimi Twoimi współrodakami i przyczyń się za fundatorami i wykonawcami tego obrazu, o co Cię prosimy”; w lewej części widnieje tom „Kroniki polskiej”, zaś pośrodku – pergaminowe karty i pióro.
Większość z nas kojarzy nazwisko Kadłubka z tytułem „Kroniki polskiej”. Niewiele osób wie jednak, że to dzięki niemu opowiadamy dzieciom legendy o Popielu, Kraku i Wandzie, o smoku wawelskim. Opowieści te właśnie Kadłubek zapisał w swojej „Kronice”. Warto dodać, że na kartach tego dzieła pojawiają się także wątki maryjne. Przywołajmy jeden z nich. W IV księdze „Kroniki” Kadłubek zapisał: „Rzymianie wybudowali na cześć Apollina świątynię (…). Pytali wyroczni, jak długo istnieć będzie? Otrzymali zdumiewającą odpowiedź: «Dopóki dziewica nie porodzi». Oni jednak sądząc, że to się nigdy zdarzyć nie może (…), świątynię nazwali wieczną. Atoli w tej chwili, gdy błogosławiona Dziewica porodziła, owa wieczna budowla sama runęła i zamieniła się w proch”. Słowa te wyrażają myśl, że Maryja jest Tą, która zwyciężyła wszelką herezję. a. Błogosławiony Wincenty jako pierwszy wprowadził imię Maryi do literatury polskiej, nazywając Ją Królową Niebios i Matką Stwórcy.
Katecheza 2 kwietnia 2022.
Błogosławiony Wincenty Kadłubek i umiłowanie Eucharystii
Błogosławiony Wincenty Kadłubek miał wyjątkową cześć do Najświętszego Sakramentu. Zewnętrznym wyrazem tej miłości i kultu Eucharystii jest wprowadzenie przez niego zwyczaju palenia wiecznej lampki przed tabernakulum. Po raz pierwszy miało to miejsce w katedrze na Wawelu. Symbol ten stanowił niezwykłą formę reakcji na niektóre herezje owego czasu, podkreślając w szczególny sposób wiarę, cześć i szacunek dla Najświętszych Postaci przechowywanych w Kościele. Tradycja podaje, że oprócz katedry na Wawelu, gdzie biskup Kadłubek zapalił wieczną lampkę przed Najświętszym Sakramentem, wieczne światło płonęło także w kolegiacie NMP w Kielcach, a niebawem ten zwyczaj upowszechnił się także w całej naszej ojczyźnie. W ten sposób bł. Wincenty był pierwszy polskim biskupem, który przeszedł do historii „jako pionier i jako wyjątkowy czciciel Sakramentu Ołtarza, zapalając na ziemiach polskich wieczny znicz eucharystyczny, by płonął równocześnie i wiecznych lampkach, i w sercach jego współrodaków”.
Błogosławiony Kadłubek nauczał, że w Eucharystii, wraz z sakramentem pokuty, znajduje się „potencjał sił duchowych, moralnych, religijnych i społecznych” oraz „twórcze siły nadprzyrodzone wzbogacające osobowość człowieka w miłość ewangeliczną”. Warto dodać, że zawsze kiedy Wincenty miał podjąć ważne decyzje, przebywał w obecności Jezusa, wpatrując się w Niego i wsłuchując się w Jego głos.
W 1215 roku biskup Wincenty wszedł w skład polskiej delegacji uczestniczącej w Soborze Laterańskim IV. Sobór ten zapisał się w historii jako jeden z najdonośniejszych w dziejach Kościoła. Ojcowie Soborowi, w tym nasz błogosławiony Biskup Krakowski, wprowadzili kilka ważnych postanowień doktrynalnych i reform. Uchwały IV Soboru Laterańskiego dochowały się w postaci 70 kanonów, wśród których znalazł się użyty po raz pierwszy termin przeistoczenie, w odniesieniu do prawdziwej przemiany chleba w Ciało Chrystusa, a wina w Jego krew, jaka dokonuje się podczas Mszy Świętej. Wtedy także ustalono obowiązującą do dzisiaj praktykę, aby przynajmniej raz w roku przystępować do sakramentu pokuty i pojednania i Komunii Świętej. Istotny wkład w rozwój tych eucharystycznych praktyk pobożnościach miał Mistrz Wincenty Kadłubek.
Błogosławiony Wincenty Kadłubek – życiorys.
Podczas ostatniej katechezy próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie dlaczego warto zgłębiać życiorys bł. Wincentego Kadłubka? To postać wyjątkowa nie tylko dla samego Kościoła, ale możemy powiedzieć bez wahania, że bez mistrza Wincentego nie byłoby kultury polskiej w obecnym kształcie. Zanim spróbujemy dokonać refleksji w czym możemy go naśladować? zapoznajmy się najpierw po krótce z jego życiorysem. Wincenty zwany Kadłubkiem urodził się ok 1160 w Karwowie pod Opatowem. Podjął studia w Bolonii i Paryżu, gdzie jako jeden z pierwszych Polaków uzyskał tytuł magistra –mistrza (dzisiejszy tytuł doktora). Pierwsza wzmianka z jego tytułem mistrza, pojawia się w dyplomie od Kazimierza Sprawiedliwego z roku 1189. Po powrocie do Polski, Wincenty przyjął święcenia kapłańskie. Później przebywał na dworze książęcym Kazimierza Sprawiedliwego. Przypuszcza się, że to właśnie on przyczynił się do sprowadzenia z Modeny do Krakowa relikwii św. Floriana. Zachęcony przez księcia Kazimierza Sprawiedliwego, rozpoczął pisanie w języku łacińskim Kroniki polskiej. „Napisał ją tak starannie i rozsądnie, że zyskał sławę równą pisarzom starożytnym, których przez tyle wieków podziwiamy” - pisał o dziele jego życia ks. Jan Długosz. Po śmierci księcia Kazimierza Sprawiedliwego w r. 1194 opuścił Kraków i przybył do Sandomierza, gdzie został prepozytem miejscowej Kapituły. W 1208 roku został biskupem krakowskim. Następnie w 1215 r. uczestniczył w IV Soborze Laterańskim. Dbał o rozwój kultu swojego poprzednika na stolicy biskupiej krakowskiej, św. Stanisława Szczepanowskiego. Był pierwszym polskim biskupem, który w Polsce zapalił wieczną lampkę przed Najświętszym Sakramentem. Oprócz katedry na Wawelu wieczne światło zapłonęło wówczas także w kolegiacie w Kielcach.
Po dziesięciu latach zarządzania diecezją krakowską złożył swój urząd i osiadł w klasztorze Cystersów w Jędrzejowie, przy kościele, który sam konsekrował. Realizując znaną zasadę ascetyczną „Bogu wszystko - sobie nic” pozostawił swój majątek rodowy, bogactwo i splendor urzędu biskupiego, sławę, jaką cieszył się na dworze księcia krakowskiego i - jak podaje tradycja - boso i pieszo jako pokutnik udał się do klasztoru. W Jędrzejowie powstała ostatnia, czwarta księga jego kroniki. Zmarł w 1223 r. (najprawdopodobniej 8 marca) i tam został pochowany. Jego relikwie znajdują się w kaplicy jemu poświęconej w kościele w Jędrzejowie.
Papież Klemens XIII ogłosił Wincentego błogosławionym. W 1845 r. część relikwii przeniesiono do Sandomierza. W 1962 r. rozpoczęto proces kanonizacyjny. Prymas Tysiąclecia bł. kard. Stefan Wyszyński w 200. rocznicę beatyfikacji bł. Wincentego, mówił: „Autor Kroniki polskiej stawia sobie jako cel uczyć cnoty, zwłaszcza miłości Ojczyzny, miłości własnego kraju, dziejów ojczystych, zachęcać do czynów rycerskich, do czynów wzniosłych. (...) Czegoś równie gorącego i żarliwego nie znajdziemy w piśmiennictwie polskim, bodajże dopiero w kazaniach sejmowych Piotra Skargi. Jest to księga ciekawa, niezwykła, bo jest pełna jakiegoś głębokiego szacunku dla dziejów narodu”.
Katecheza 19 marca 2023.
Dlaczego warto zgłębiać życie i duchowość błogosławionego Wincentego Kadłubka?
W tym roku mija 800 lat od śmierci błogosławionego Wincentego Kadłubka. W Diecezji Sandomierskiej, biskup Krzysztof Nitkiewicz ogłosił rok Wincentego Kadłubka. Dzięki tej inicjatywie chcemy poznać lepiej tę niezwykłą postać. Mistrz Wincenty jest patronem Diecezji Sandomierskiej oraz miasta Sandomierza. Związany jest z naszą diecezją, ponieważ urodził się ok. 1160 roku w Karwowie, miejscowości należącej do parafii Włostów. Ponadto w latach 1186-1207 był prepozytem Kolegiaty Sandomierskiej. Następnie został powołany na biskupstwo krakowskie Po złożeniu urzędu w 1218 roku osiadł w zakonie cysterskim w Jędrzejowie, gdzie zmarł 8 marca 1223 r.
Czego możemy się nauczyć dzisiaj od błogosławionego Wincentego? Spróbujemy w czasie naszych niedzielnych katechez przybliżyć tę postać i zastanowić się w czym możemy naszego Patrona naśladować?W liście pasterskim z 1964 roku arcybiskup Karol Wojtyła napisał, że kultura chrześcijańska w naszym kraju zawdzięcza bardzo wiele u samych swoich początków błogosławionemu Wincentemu Kadłubkowi, który jest autorem pierwszej księgi, jaka wyszła spod pióra Polaka. Księga ta to „Kronika Polska”, w której znawcy słusznie dopatrują się pierwocin całego polskiego piśmiennictwa.
W dalszych słowach, następca Wincentego Kadłubka na stolicy biskupiej w Krakowie święty papież Jan Paweł II przypomina, że „kronika Kadłubka obejmuje dzieje Polski od czasów przedhistorycznych aż do początku XIII wieku. Dodał, iż „nie stanowi ona tylko suchego, kronikarskiego zapisu faktów historycznych, ale – zgodnie z poglądami i smakiem ówczesnej epoki – stanowi dzieło literackie o bardzo złożonym charakterze. Jeżeli piśmiennictwo polskie rozwinęło się później stopniowo w wielu kierunkach i wydało wiele gatunków, to wszystkie one tkwią w dziele Kadłubka jakby w jakimś złożu pierwotnym lub wspólnym pniu. Przyszły papież zawarł w tych słowach trafną i głęboką ocenę nie tylko dzieła błogosławionego Wincentego Kadłubka, ale wskazał na wielowiekową wspólną historię pisaną przez wielu wybitnych Polaków, która na podobieństwo dębu, ma swoje korzenie, pień, by następnie rozrosnąć się w rozłożyste drzewo. Tak tworzy się żywa kultura, nasza dawna i obecna historia. Mistrz Wincenty ma nie tylko wpływ na kulturę polską, ale przede wszystkim zostawił głęboki ślad w naszej duchowości.
Czy można osiągnąć zbawienie nie przynależąc do instytcji Kościoła?
Ktokolwiek głębiej zastanowi się nad poleceniem Jezusa: „Idąc na cały świat nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28,19) stanie przed pytaniem: Czy zbawienie jest tylko w Kościele? Czy miliardy ludzi, którzy nigdy nie słyszeli nic o Chrystusie i Kościele, mają zamkniętą bramę nieba? Czy ludzie żyjący przed przyjściem Chrystusa nie mają szans na zbawienie? Czy tylko oficjalna przynależność do Kościoła umożliwia zbawienie? Czy trzeba wiedzieć wiele o Chrystusie, o Kościele, o Tajemnicy Trójcy Świętej, aby mieć udział w szczęściu wiecznym? Odpowiadając na powyższe pytania, należy stwierdzić, że można osiągnąć zbawienie bez oficjalnej zewnętrznej przynależności do instytucji Kościoła. Bóg bowiem pragnie zbawić każdego człowieka. Chrystus odkupił wszystkich i ofiarowuje każdemu człowiekowi możliwość zbawienia.
Człowiek może osiągnąć zbawienie nie należąc oficjalnie do instytucji Kościoła i nie wiedząc nic o nim, o ile żyje zgodnie ze swoim sumieniem, czyli pragnie tego wszystkiego, co jest dobre, bo w tym pragnieniu jest zawarta gotowość na przyjęcie Chrystusa i Jego Kościoła, o ile by tylko taka szansa zaistniała. Z tego jednak, że dostąpienie zbawienia jest możliwe bez znajomości Chrystusa i Kościoła, nie wynika, że człowiek, który zostanie zbawiony w hinduizmie, w islamie, konfucjonizmie czy buddyzmie, nie należy do Kościoła. Innymi słowy, jest możliwość zbawienia poza instytucją kościelną, ale nie ma możliwości zbawienia poza Kościołem. Kościół jest rzeczywistością Bosko-ludzką. Widzialna organizacja nie sięga tak daleko jak Boża łaska. Zasięg łaski zbawienia jest szerszy niż zakres widzialnej struktury Kościoła. Z tej łaski skorzystali: Abel, Noe, Abraham, Izaak, Jakub, prorocy Starego Przymierza, oni należą do Kościoła. Łaska życia nadprzyrodzonego przekracza bariery czasu i przestrzeni, przekracza również granice zakreślone przez Kościół jako instytucję.
Dla ukazania tej prawdy posłużmy się porównaniem. Nie ma życia bez wody. Woda jest absolutnie potrzebna do tego, by mogło rozwijać się życie. Woda może być rozprowadzana z różnych zbiorników przez kanały, wodociągi, może być rozwożona w pojemnikach. Woda może być ukryta w formie wilgoci głęboko w ziemi tak, że nie da się nawet oddzielić jej od ziemi. Na pustyniach piaszczystych można obserwować roślinki, które nad piaskiem mają trzy centymetry, a korzeń tej rośliny ma trzydzieści metrów sięgając w głąb, szukając wilgoci. Aby ta roślina mogła żyć, musi zapuścić korzeń głęboko, aż do wilgotnej warstwy ziemi w poszukiwaniu wody. Inny sposób przekazywania wody to rosa. Jedna z tajemnic przyrody. Wiele organizmów żywych potrafi egzystować dzięki rosie. Otóż Kościół jako instytucja rozprowadza wodę łaski przy pomocy kanałów i wodociągów. Ale sama woda może być przekazana albo w formie wilgoci, i jeśli komuś na tym zależy, to do niej dotrze, albo w formie rosy spadającej na ziemię.
Gdziekolwiek jest Boże życie, życie łaski, tam jest Kościół. Zbawienie polega nie tylko na nawiązaniu kontaktu z Bogiem, ale na włączeniu do tej wielkiej rodziny żyjącej życiem Bożym. Czy ta roślina żyje przy pomocy rosy, czy przy pomocy wody płynącej w strumyku, to jest obojętne, ale ona rośnie dzięki wodzie. O ile rośnie, o ile żyje, należy do Kościoła. Dlatego kiedy mówimy, że „poza Kościołem nie ma zbawienia”, to chcemy stwierdzić, że nie istnieje inna forma życia Bożego, jak tylko ta w Kościele. Gdziekolwiek się pojawi życie Boże w duszy człowieka, ten człowiek natychmiast należy do Kościoła, do tej wielkiej duchowej wspólnoty wielbiącej Boga. Ktokolwiek żyje duchowo, już należy do Kościoła. W oparciu o ten obraz łatwo zrozumieć, że nie można pozostawiać ludzi w innych religiach tylko i wyłącznie na łaskę rosy. Ich egzystencja może być tysiące razy piękniejsza i pełniejsza, jeśli doprowadzi się do nich strumień łaski. Dzieło misyjne Kościoła zmierza do tego, aby ta woda łaski Bożej dotarła do każdego. Pan Jezus wyraźnie zaznacza: idąc na cały świat, nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, czyli zanurzając w wodzie dającej życie, podłączając do źródła, które ciągle bije w Kościele.
Katecheza 5 marca 2023.
W jaki sposób misjonarze przekazują wiarę?
W powszedniej katechezie rozważaliśmy jakie są etapy misyjnej działalności Kościoła? Dziś spróbujmy rozważyć jakie są podstawowe trudności związane z misjami? Największa trudność polega na tym, że należy poszczególnym narodom czy ludom przekazać Ewangelię, szanując wszystko to, co dobre w ich kulturze i dotychczasowej religii. Chodzi o przekaz istotnych wartości religijnych z szacunkiem dla tego dobra, które jest ich rodzimym dobrem. Okazuje się, że przekaz samej esencji Ewangelii wcale nie jest taki prosty. My zawsze przynosimy Ewangelię w swoim własnym sercu, które jest kształtowane w danym narodzie i w danym kręgu kultury. Już św. Paweł spotykał się z wielkimi zarzutami, że próbuje przekazać Ewangelię poganom nie zobowiązując ich do pobożności żydowskiej. Żydzi bowiem koniecznie chcieli, aby Ewangelia była podana w ich żydowskiej oprawie. Czy można „wyjąć” Ewangelię z żydowskiego środowiska? Zrodziła się ona w środowisku żydowskim. Chrystus jest Żydem, Matka Najświętsza, wszyscy Apostołowie są Żydami, mieli oni swoją żydowską pobożność, swój święty kalendarz, swoje uroczystości, swoją kulturę. Czy można przekazać samą Ewangelię, nie zobowiązując innych do przejęcia pewnych elementów z judaizmu? Św. Paweł powiedział, że można. Działał w tym wypadku na podstawie rozporządzenia samego Chrystusa.
Problem jest ponadczasowy i obecnie w świecie jesteśmy świadkami tej samej trudności, gdy próbujemy przekazać Ewangelię Chińczykom, Arabom, Hindusom i innym ludom, w naszym europejskim wydaniu. Na przykład polskiemu misjonarzowi nie jest łatwo wędrować daleko w kraje misyjne, nie biorąc ze sobą obrazu Matki Bożej z Jasnej Góry. My Polacy jesteśmy związani z tym obrazem, ale niekoniecznie właśnie ten obraz musi być na placówce misyjnej. Jest to polska forma religijności, raz przyjęta przez tubylców bardzo mile, innym razem z uprzedzeniem. Misjonarze muszą nabyć zdolności do tak zwanej inkulturacji, czyli muszą przekazać Ewangelię z poszanowaniem rodzimej kultury. Nie można narzucić Ewangelii komuś na siłę. Stąd dzieło misyjne Kościoła jest bardzo trudnym zadaniem.
Katecheza 26 lutego 2023.
W jaki sposób Kościół wypełnia misyjny nakaz Chrystusa?
Ostatnie słowa Jezusa skierowane do Apostołów przed Wniebowstąpieniem brzmią niemal jak rozkaz: Idąc na cały świat nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28, 19). Polskie tłumaczenie nie oddaje zbyt dokładnie słów samego Chrystusa. Chodzi bowiem nie tylko o nauczanie, czy o przepowiadanie. W greckim tekście użyte jest słowo, które można dosłownie przetłumaczyć „czyńcie uczniów”. Chodzi o to, aby Apostołowie uczynili narody uczniami Chrystusa, to znaczy zamienili ich w uczniów, wprowadzili do szkoły Jezusa Chrystusa. Innymi słowy, włączyli w Kościół. Apostołowie bezpośrednio po zesłaniu Ducha Świętego podjęli to dzieło i wiedzieli, że ekspansja Kościoła, jego rozwój przestrzenny, jest wolą samego Chrystusa. Kościół ma objąć wszystkie narody. Już w tekstach natchnionych Nowego Testamentu odczytujemy, jak Kościół wychodzi poza środowisko żydowskie. Dowodzi tego chrzest i bierzmowanie na terenie Samarii, następnie św. Piotr przyjmuje do Kościoła prozelitów, czyli sympatyków judaizmu, pochodzących z pogaństwa. Wielkiego dzieła misyjnego podejmuje się św. Paweł, który zostanie nazwany Apostołem Narodów i przemierzy tysiące kilometrów spod Damaszku aż po Hiszpanię, zakładając wiele Kościołów w Basenie Morza Śródziemnego. Ta praca misyjna rozpoczęta w dniu zesłania Ducha Świętego trwa do dnia dzisiejszego. Granice Kościoła jako organizacji poszerzają się ustawicznie. Kościół dociera do coraz to nowych narodów.
Te etapy misyjnej działalności Kościoła można podzielić na 4 etapy. Pierwszy polega na przekazie informacji dotyczącej Chrystusa i Ewangelii. Trzeba dotrzeć z prawdą objawioną możliwie do wszystkich ludzi zamieszkujących nasz glob. W drugim etapie chodzi o zorganizowanie wspólnot wierzących. W trzecim chodzi o nauczenie nowoochrzczonych uczestnictwa w Eucharystii, aby wierzący mogli osobiście spotkać się z Chrystusem obecnym w świecie pod sakramentalnymi znakami. Wreszcie czwarty, ostatni etap pracy misyjnej, to wychowanie tubylczego kleru. Jeśli dana placówka misyjna jest już na tyle mocna w wierze, na tyle chrześcijańska, że w jej gronie pojawiają się ludzie, którzy mogą odpowiedzieć na powołanie kapłańskie, to wówczas przy ołtarzu, który wystawili misjonarze, staje rodzimy kapłan. W tym momencie, kiedy dany teren stanowiący placówkę misyjną wydaje rodzimych kapłanów, staje się z punktu widzenia religijnego samowystarczalny i teren ten zostaje włączony do organizacji kościelnej. Odtąd już nie jest traktowany jako teren misyjny, lecz jako część organizacji Kościoła. Oczywiście z tego, że pojawiają się powołania kapłańskie, nie wynika, że dzieło misyjne jest już ukończone, ono jeszcze będzie trwało całe pokolenia, niekiedy wieki, aż cały lud na określonym terenie zostanie objęty przez ewangeliczny zasiew.
Katecheza 19 lutego 2023.
Co znaczy, że Kościół jest powszechny?
W niedzielnym uroczystym wyznaniu wiary wypowiadamy słowa, że wierzymy w Kościół, który jest powszechny. Warto wyjaśnić na początek, że słowo powszechny znaczy to samo, co katolicki. Greckie słowo katolikos oznacza dosłownie powszechny. Jak należy zatem rozumieć słowa, że Kościół jest katolicki czyli powszechny? Najogólniej mówiąc oznacza to, że Kościół jest otwarty na każdego człowieka, że w nim jest miejsce dla wszystkich. Ewangelia jest jedyną Księgą na świecie, która może być odczytana i zrozumiana w każdym zakątku naszego globu. Nie ma drugiej takiej Księgi. Posiada ona jakąś tajemnicę dotarcia do serca każdego człowieka. Ewangelię potrafi rozumieć Japończyk i Arab, Chińczyk i Hindus, mieszkaniec Afryki i Eskimos. Ta sama Ewangelia jest równie dobrze rozumiana na przestrzeni wieków, od I aż po nasz XXI wiek. Można więc powiedzieć, że jest powszechna. Wystarczy przeczytać przypowieść o miłosiernym Samarytaninie albo dobrym pasterzu, aby bez względu na przynależność do narodu i kultury ten, kto ma dobrą wolę, został oczarowany zawartą w nich prawdą. Ewangelia jest powszechna, trafia do każdego serca. I to jest pierwszy istotny element w odkrywaniu powszechności Kościoła, który na Ewangelii jest zbudowany i Ewangelię głosi.
Drugi element powszechności Kościoła oznacza, że jest on dla każdego człowieka, zarówno dla biednego i bogatego, dla głodnego i sytego, dla ludzi chorych i zdrowych, dla młodych i w podeszłych latach, dla dziecka urodzonego i nienarodzonego, dla grzesznika i świętego, dla zbrodniarza, który ma na sumieniu miliony ludzkich istnień, i dla niewinnego. Na tym polega powszechność. Nie ma na świecie drugiej instytucji, która by tak powszechnie, czyli tak szeroko otwarła ramiona na przyjęcie każdego człowieka. W Królestwie Bożym jest miejsce dla każdego.
Tu na ziemi takim znakiem powszechności Kościoła jest prawo do Eucharystii. Każdy człowiek, o ile chce, może podejść i otrzymać ten największy skarb - Komunię świętą. Oczywiście musi być odpowiednio do przyjęcia tego sakramentu usposobiony. Tu nie liczą się jednak żadne przywileje, ani hierarchia społeczna, ani przynależność narodowościowa, dosłownie nic, tu każdy duchowo usposobiony ma prawo przyjść i zabrać to, co w Kościele jest najcenniejsze, samego Chrystusa, będącego pod postacią chleba.
Katecheza 12 lutego 2023.
Co to znaczy, że Kościół jest apostolski?
W niedzielnym Wyznaniu Wiary wypowiadamy, że wierzymy w apostolski Kościół. Dlaczego to sformułowanie znalazło się jako jedno z czterech przymiotów Kościoła w Wyznaniu Wiary? Co to znaczy, że Kościół jest apostolski?
Samo słowo „apostolski” oznacza: odnoszący się do apostołów, czyli zgodny z apostołami. Termin ten wskazuje zatem na wierność początkom. Apostolskość odnosi się do apostołów, a więc odsyła ku początkom chrześcijańskiego posłannictwa. Kościół zawsze uznawał swoją konkretną historyczną zależność od tych, którzy otrzymali misję od Chrystusa. Ci, którzy są dzisiaj powołani, przygotowani i wybrani do głoszenia Ewangelii mają obowiązek trwania we wspólnocie z apostołami. W teologii mówi się o zachowaniu tak zwanej sukcesji apostolskiej. Oznacza ona nieprzerwane następstwo biskupów (począwszy od apostołów) prawnie wybranych i ważnie konsekrowanych, którzy strzegą i przekazują tzw. depozyt wiary i z tej racji biskupi są określani następcami apostołów. Sukcesja apostolska wyraża ciągłość w sprawach wiary i praktyk religijnych w Kościele.
Kościół zaczął się od wspólnoty Dwunastu i dzięki nim i ich następcom rozprzestrzenił się po całej ziemi. Misja, którą przekazał apostołom Jezus Chrystus, nie zmieniła się i dzisiaj, bo i w naszych czasach trwa on dzięki mocy Ducha Świętego. On jest silniejszy niż ludzki egoizm, pycha, zazdrość i wszystkie inne człowiecze słabości. Jezus obiecał, że „bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18). Od nas jednak zależy, czy będziemy wierni jego korzeniom i z przekonaniem będziemy głosić Ewangelię. Każdy z nas jest przecież do tego zobowiązany.
Katecheza 5 lutego 2023 r.
Co oznacza, że Kościół jest jeden?
W symbolu wiary wyznajemy w każdą niedzielę, że Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Nie posiada on jednak tych przymiotów sam z siebie. To Chrystus przez Ducha Świętego sprawia, że Jego Kościół jest jeden, święty, powszechny i apostolski. Zacznijmy naszą katechezę od prawdy mówiącej o tym, że Kościół jest jeden. Na całym świecie w różnych kościołach lokalnych spotykamy różne języki, kultury i mentalność ludzką. Wobec tej różnorodności rodzi się pytanie: jak może być jeden Kościół? Gdzie jest fundament tej jedności? Kościół jest jeden ze względu na swoje źródło, ponieważ jeden i niepodzielny jest Chrystus, który go założył. Jeden jest Bóg, a Jego jedność stanowi wspólnota Ojca, Syna i Ducha Świętego. Kościół jest także jeden ze względu na swoją duszę, czyli Ducha Świętego, który mieszka w wierzących, a ponadto napełnia Kościół swoją obecnością i nim kieruje. Jedność należy zatem do istoty Kościoła.
Od początku jednak jeden Kościół ukazuje się w wielkiej różnorodności. Pochodzi ona zarówno z rozmaitości darów Bożych, jak i z wielości otrzymujących je osób. W jedności ludu Bożego gromadzi się różnorodność narodów, kultur, osób. Wśród członków Kościoła istnieje również różnorodność darów, zadań, sytuacji i sposobów życia. To wielkie bogactwo ludzkiej różnorodności nie sprzeciwia się jednak jedności Kościoła. Jedynie grzech i ciężar jego konsekwencji nieustannie zagrażają darowi jedności.
Jakie są więzy umacniające jedność Kościoła? Przede wszystkim jest to wyznawanie jednej wiary, przekazanej przez apostołów. Jest to również wspólne celebrowanie kultu Bożego, zwłaszcza sakramentów. Tę jedność stanowi również sukcesja apostolska, czyli przekazywanie następcom tego, co apostołowie otrzymali od Jezusa. Dzieje się to poprzez sakrament święceń. W Kościele od początku dochodziło do rozłamów, które karcił apostoł Paweł, uważając je za godne potępienia. W następnych wiekach zrodziły się jeszcze większe spory. One doprowadziły do odłączenia się całych społeczności od wspólnoty Kościoła, przy czym, uznajmy to z pokorą, często wina była nie tylko po jednej stronie. Chrystus zawsze udziela swemu Kościołowi daru jedności. Nie czyni tego jednak wbrew woli ludzi, którzy stanowią Kościół. Dlatego Kościół musi się zawsze modlić i pracować nad tym, by strzec, umacniać i doskonalić jedność. W trosce o jedność swoich uczniów Jezus modlił się przed męką: Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty Ojcze, we Mnie, a Jaw Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posiał (J 17,21). Ta modlitwa staje się bardzo aktualna szczególnie teraz, gdy Kościół podejmuje wytężone starania o jedność chrześcijan.
Katecheza 29 stycznia. 2023.
Kiedy Chrystus założył Kościół?
Często powtarzamy stwierdzenie, że Kościół założył Jezus Chrystus. Mamy jednak trudność zidentyfikować, w którym momencie to nastąpiło. Nauczanie Kościoła na ten temat stwierdza, że całe życie i dzieło Jezusa było skierowane na powołanie „ludu nowego Przymierza”. Jezus gromadził wokół siebie uczniów, którym głosił Dobrą Nowinę. Z nich wybrał Dwunastu (por. Łk 6,12-16), z którymi wiele przebywał, rozmawiał, którym bardziej szczegółowo niż innym, wyjaśniał tajemnice królestwa Bożego. Wszyscy uczniowie Zbawiciela, którzy słuchali Jego słów i wypełniali wolę Boga Ojca, stanowili wraz z Maryją jedną rodzinę Chrystusa (por. Mt 12,48-50). W tej nowej wspólnocie uczniów Jezusa szczególne miejsce zajmował św. Piotr. On i inni apostołowie byli najbliższymi współpracownikami Zbawiciela.
Założona przez Chrystusa nowa wspólnota miała być zaczątkiem i twórcą zjednoczenia ludzkości z Bogiem. Jezus wybrał swoich uczniów, aby z Nim przekształcali i jednoczyli świat. Zbawiciel posłał swoich apostołów (por. Łk 9,1-16), a potem siedemdziesięciu dwóch uczniów (por. Łk 10,1-12), żeby głosili Jego Ewangelię i przemieniali świat. Bardzo ważnym wydarzeniem dla nowej wspólnoty uczniów Chrystusa było ustanowienie przez Niego - w czasie Ostatniej Wieczerzy – Sakramentu Eucharystii (por. Mt 26,26-30). Dzięki temu sakramentowi Jezus Chrystus w szczególny sposób jednoczy Swoich uczniów ze Sobą. Chrystus pozostał z nami obecny w Eucharystii. Kiedy kapłan, w czasie Mszy św. wymawia w Jego imieniu słowa: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało Moje” oraz „Bierzcie i pijcie z niego wszyscy, to jest bowiem kielich Krwi Mojej...”, wtedy chleb i wino przemieniają się w Ciało i Krew Chrystusa. Pod postaciami chleba i wina obecny jest zmartwychwstały Chrystus, prawdziwy człowiek i Bóg. W czasie sprawowania Najświętszej Ofiary Jezus Chrystus gromadzi swoich uczniów, poucza ich słowami Pisma św., a przez Komunię św. jednoczy ich ze sobą. Utworzona przez Jezusa wspólnota Kościoła umacnia się dzięki sprawowaniu liturgii eucharystycznej.
Kolejnym ważnym wydarzeniem dla rodzącego się Kościoła był dzień Pięćdziesiątnicy. Chrystus - który wstąpił do nieba i zasiadł po prawicy Ojca - posłał od Niego Ducha Świętego swoim uczniom, aby ich oświecił i umocnił (por. Dz 4,1-22). Duch Święty stanowi moc Kościoła i fundament Jego jedności. Umocniony przez Niego Kościół ma budować królestwo Boże, czyli rzeczywistość podporządkowaną całkowicie Bogu i Jego prawu miłości. Formowanie się Kościoła miało więc wiele etapów. Nie potrafimy wyróżnić tylko jednego wydarzenia i utożsamić z założeniem Kościoła. Dlatego odpowiadając na pytanie zawarte w tytule katechezy należy podkreślić, że cała działalność Jezusa zmierzała ku temu by powstał Kościół.
Katecheza 22 stycznia 2023.
Wierzę w Kościół Chrystusowy
W Kościele rozpoczął się nowy rok duszpasterski pod hasłem „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. Tematem przewodnim tego roku jest refleksja nad Kościołem, jego misją oraz umocnienie wiary w Kościół jako wspólnotę wierzących kroczących razem do domu Ojca. Podejmując refleksję nad Kościołem, jako wspólnotą wyznawców Chrystusa, musimy sobie najpierw uświadomić jak wielkie jest niezrozumienie ludzi i błędne spojrzenie na tę bosko-ludzką rzeczywistość. Nawet wypowiedzi ludzi określających siebie jako wierzących świadczą o braku pogłębionej refleksji o Kościele. Oto niektóre cytaty z forów internetowych: „Dla mnie wiara i chodzenie do Kościoła to dwie różne sprawy, które tylko częściowo siebie dotyczą”. „Zraziłam się do księży i instytucji spowiedzi, i poprzestałam na szczerej rozmowie z Bogiem, bez jakichkolwiek pośredników”. „W kościół i jego filozofie i tak nie wierzę, ale za to w Chrystusa jak najbardziej”. Myślenie wyłaniające się z powyższych cytatów, ukazuje totalne niezrozumienie istoty Kościoła. Widać w nim próbę ujęcia wiary na własny sposób np. według modnego dziś powiedzenia: „Chrystus tak, Kościół nie”.
Kościół nie jest instytucją skierowaną tylko na siebie samą, nie jest też prywatną organizacją pozarządową. Nie powinno się także zawęzić spojrzenia na niego wyłącznie do duchownych lub do Watykanu. Kościół jest rzeczywistością o wiele szerszą, która otwiera się na całą ludzkość i która nie rodzi się nagle ani znikąd. Założył go Jezus, ale jest to lud z długą historią; ma za sobą długi okres przygotowania, który rozpoczyna się na długo przed samym Chrystusem.
Tę historię lub „prehistorię” Kościoła znajdziemy już na kartach Starego Testamentu. Według Księgi Rodzaju, Bóg wybrał Abrahama, naszego ojca w wierze, i poprosił go, aby wyszedł, aby opuścił swój rodzinny kraj i udał się do innego kraju, który mu wskaże (por. Rdz 12,1-9). To wezwanie nie dotyczy samego Abrahama, nie jest to jego indywidualne powołanie; Bóg włączył w nie od początku całą jego rodzinę, krewnych i wszystkich, którzy służyli w jego domu. Bóg rozszerza jeszcze ten horyzont i daje Abrahamowi błogosławieństwo, obiecując mu potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak piasek na brzegu morza. Zaczynając od Abrahama, Bóg tworzy lud, aby ten zaniósł błogosławieństwo do wszystkich narodów ziemi. Pośród tego ludu narodził się Jezus.
Abraham i jego ludzie posłuchali wezwania Boga i wyruszyli w drogę, mimo że nie wiedzieli dokładnie, kim jest ten Bóg i gdzie chce ich zaprowadzić. To nie znaczy, że zawsze byli wierni i posłuszni. Od samego początku pojawiały się opory, skupianie się na sobie i na własnych interesach, pojawiały się pokusy by targować się z Bogiem i rozwiązywać różne sprawy na swój własny sposób. Były zdrady i grzechy, które naznaczyły tę wędrówkę ludu w całej historii zbawienia, która jest historią o wierności i niewierności ludu Bożego. Jednak Bóg się nie męczy, On jest cierpliwy i rozkłada w czasie kształtowanie i wychowywanie swego ludu, jak ojciec własnego syna. Taką samą postawę ma Bóg wobec Kościoła, w którym występuje również grzeszny i gorszący czynnik ludzki.
Katecheza 15 stycznia 2023.
Czym jest adoracja Najświętszego Sakramentu?
Jedną ze szczególnych form pobożności jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Zanim odpowiemy na pytanie na czym polega ta szczególna forma modlitwy, musimy wyjaśnić znaczenie samego słowa adoracja. Katechizm Kościoła Katolickiego stwierdza, że jest ona „zasadniczą postawą człowieka, który uznaje się za stworzenie przed swoim Stwórcą. Wysławia wielkość Pana, który nas stworzył, oraz wszechmoc Zbawiciela, który wyzwala nas od zła. Jest uniżeniem się ducha przed „Królem Chwały” (Ps 24, 9-10) i pełnym czci milczeniem przed Bogiem, który jest „zawsze większy”. Adoracja trzykroć świętego i miłowanego ponad wszystko Boga napełnia nas pokorą oraz nadaje pewność naszym błaganiom” (KKK, nr 2628). Mamy zatem w modlitwie adoracyjnej uznanie swojej małości i zależności wobec Boga Stworzyciela, pokorę, pełne czci milczenie przed Bogiem, oparcie się na Nim, a także wysławianie Go. Adoracja Najświętszego Sakramentu to przebywanie przed Nim wyrażające boską cześć dla Chrystusa obecnego pod postaciami eucharystycznymi, które jest połączone z pragnieniem naśladowania Go w ofiarowaniu siebie Ojcu i zjednoczenia się z Nim w komunii.
W świetle powyższego widać, czym jest adoracja oraz jaka jest jej rola i cel. Istnieją różne formy adoracji, ale zawsze ważna jest świadomość obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, zachowanie szacunku dla Niego i Jego obecności oraz opisane powyżej nastawienie duchowe. Jeden z kapłanów ks. Józef Pierzchalski charakteryzuje ją w następujący sposób: „Adoracja to świętowanie obecności. Jest to prosta radość z samego faktu obecności, Jego obecności i mojej obecności przy Nim. Cieszy mnie sama Jego obecność. Najważniejsze dla mnie jest to, że mogę spotkać Jezusa. Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu jest czas na wylewanie serca przed Jezusem. Bóg mnie pragnie, dlatego jestem na adoracji. On pragnie na mnie patrzeć, pragnie mnie wewnętrznie dotykać, przechadzać się w moim wnętrzu”. Adoracja jest więc modlitwą, w której nie są najważniejsze słowa, a trwanie w obecności Jezusa. Św. Jan Maria Vianney opowiadał o wieśniaku z Ars, który całe godziny spędzał nieruchomy w kościele ze wzrokiem utkwionym w tabernakulum, a pytany przez Świętego Proboszcza, co robi przez cały dzień, odpowiedział: „Nic, ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”. Na tym właśnie polega adoracja.
Katecheza 8 stycznia 2023 r.
Kiedy nasza modlitwa może podobać się Bogu?
Najczęściej nasze modlitwy mają charakter prośby do Boga. Modlimy się w różnych intencjach: o zdrowie, o pomyślne zdanie egzaminu, o wyjście z kłopotów finansowych, o pomyślność i błogosławieństwo w różnych decyzjach. Prosząc Boga w różnych sprawach możemy ulec pokusie, która pozwala nam traktować Go jako tego, który ma spełniać nasze życzenia. Wygląda to tak, że my mamy gotowy plan na wszystko, a On, wykorzystując swoją wszechmoc, ma tylko spełnić to co myśmy wymyślili. Zapominamy o tym, że Bóg wie lepiej co dla nas jest dobre i kiedy nam to dać. Kiedy nasze modlitwy nie od razu zostają wysłuchane, albo nie ma odpowiedzi na nie tak jak sobie tego życzymy, to potrafimy się nawet na Boga obrazić.
Modlitwa nie jest po to, aby zmienić Boga i Jego wolę, ale aby człowiek ulegał zmianie na lepsze. Modlę się po to, abym to ja wyszedł inny po niej, aby to moje myślenie uległo zmianie, abym bardziej pragnął tego, czego pragnie Bóg, i nie chciał tego, czego On nie chce. Modlitwa mnie zmienia i otwiera na Boże działanie we mnie, na otrzymanie łaski, którą Bóg chciał mnie obdarzyć, na przyjęcie i pełnienie Jego woli.
Modlitwa również zmienia tych, za których się modlimy. Jesteśmy tajemniczo ze sobą połączeni, jakby jedną nierozerwalną nicią. Moja modlitwa służy zmianie, otwarciu w wolności drugiego na działanie Boga, które względem Niego zamierza. Bóg zawsze pozostaje wolny w swoim działaniu, zawsze to działanie jest Jego inicjatywą i Jego pragnieniem. Modlę się prośbą, aby stanąć wobec Niego w całkowitej zależności, aby uznać, że jestem żebrakiem, który sam z siebie nic nie ma i wszystko musi otrzymać od Boga, aby wylać wobec Niego swoje serce, tak jak małe dziecko nie zachowuje żadnych tajemnic wobec kochającego Ojca. Po prostu wiem, że Ojciec chce ode mnie usłyszeć o moich najgłębszych marzeniach, mimo że doskonale wie, co dla mnie jest najlepsze. On tylko kocha i choć to ja powinienem być całkowicie dla Niego, to w rzeczywistości się okazuje, że On jest dla nas. Nie musimy Go przekonywać do tego, aby okazywał miłość swoim dzieciom. Przyjęcie takiej postawy na modlitwie sprawia, że ta staje się miła Bogu.
Katecheza 18 grudnia 2022.
Jakie są warunki zyskania odpustu cząstkowego?
Podczas ostatnich katechez rozważaliśmy czym jest odpust i jakie warunki należy spełnić, aby go uzyskać. Powtarzając za Katechizmem Kościoła Katolickiego możemy go określić w następujący sposób: „Jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców Odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych” (KKK, nr 1471). Uzyskanie odpustów wymaga zatem spełnienia określonych warunków i wykonania określonych dzieł. Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy jakie warunki należy spełnić by zyskać odpust zupełny. Dziś spróbujmy rozważyć jakie są warunki zyskania odpustu cząstkowego?
Przede wszystkim, by zyskać odpust częściowy, powinniśmy być w stanie łaski uświęcającej, co zakłada regularne korzystanie ze spowiedzi sakramentalnej. Ponadto dostępuje tego odpustu ten, kto spełnia jakąś czynność, z którą Kościół wiąże ten odpust. Jakie to czynności? Możemy uzyskać odpust cząstkowy:
- jeśli w czasie spełniania swoich obowiązków i w trudach życia wzniesiemy myśli do Boga z pokorą i ufnością, dodając w myśli jakiś akt strzelisty, np. „Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami”,
- jeśli powodowani motywem wiary przyjdziemy z pomocą potrzebującym (chorym, więźniom, niepełnosprawnym, samotnym, starcom itp.),
- gdy odmówimy sobie czegoś godziwego, a przyjemnego dla siebie.
Odpustu częściowego dostępuje także ten, kto wypełnia czynność powiązaną z odpustem zupełnym, jednak nie spełnia wszystkich warunków dostąpienia takiego odpustu, np. jest przywiązany do grzechów lekkich i nie chce z nimi zerwać. Jeśli chodzi o odpusty częściowe, nie należy ich rozumieć jako skrócenia kar czyśćcowych o określoną ilość dni lub miesięcy. Zasadniczo nigdy nie wiadomo, w jakiej mierze odpust częściowy uwalnia od konieczności oczyszczenia się z wszelkich niedoskonałości miłości w czyśćcu.
Odpust cząstkowy jest związany także z odmówieniem jakiejś znanej modlitwy i można go uzyskać wielokrotnie w ciągu dnia. Niektóre z modlitw związanych z odpustem cząstkowym, to: „Anioł Pański” (lub „Regina Caeli” w okresie wielkanocnym), „Duszo Chrystusowa”, „Wierzę w Boga”, Psalm 130 („Z głębokości”), Psalm 51 („Zmiłuj się”), modlitwa św. Bernarda („Pomnij, o Najświętsza Panno”), „Wieczny odpoczynek”, „Witaj, Królowo, Matko Miłosierdzia”, „Pod Twoją obronę”, „Magnificat”. Odpust cząstkowy możemy też uzyskać odmawiając jedną z sześciu litanii zatwierdzonych dla całego Kościoła (do Najświętszego Imienia Jezus, do Najświętszego Serca Pana Jezusa, do Najdroższej Krwi Chrystusa Pana, Loretańskiej do Najświętszej Maryi Panny, do św. Józefa lub do Wszystkich Świętych) oraz Jutrznię lub Nieszpory za zmarłych, a także pobożne uczynienie znaku Krzyża Świętego.
Katecheza 11 grudnia 2022.
Jakie warunki należy wypełnić aby zyskać odpust?
Podczas poprzedniej katechezy wyjaśnialiśmy na czym polega odpust. Powtarzając za Katechizmem Kościoła Katolickiego możemy go określić w następujący sposób: „Jest to darowanie przed Bogiem kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy. Dostępuje go chrześcijanin odpowiednio usposobiony i pod pewnymi, określonymi warunkami, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców Odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienie ze skarbca zasług Chrystusa i świętych” (KKK, nr 1471).
Uzyskanie odpustów wymaga zatem spełnienia określonych warunków i wykonania określonych dzieł. Przede wszystkim, by zyskać odpust zupełny lub częściowy, powinniśmy być w stanie łaski uświęcającej, co zakłada korzystanie ze spowiedzi sakramentalnej. Kolejnym bardzo ważnym warunkiem jest wyrzeczenie się przywiązania do grzechu, nawet powszedniego. Chodzi tutaj o wejście na drogę nawrócenia i szczerą chęć unikania za wszelką cenę nawet najmniejszego grzechu. Ponadto, aby zyskać odpust trzeba przyjąć Komunię św. oraz odmówić modlitwy w intencjach Ojca Świętego (np. „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Mario”). Przy tym warto pamiętać, że nie chodzi tutaj o modlitwę w intencji papieża, choć i ta modlitwa jest bardzo cenna, lecz w intencji tych spraw, za które modli się każdego dnia papież.
Ewentualna spowiedź, Komunia św. i modlitwa w intencjach Ojca Świętego mogą być wypełnione w ciągu kilku dni przed lub po wypełnieniu czynności, z którą związany jest odpust; między tymi elementami musi jednak istnieć związek. Po jednej spowiedzi można uzyskać wiele odpustów zupełnych, natomiast po jednej Komunii św. i jednej modlitwie w intencjach papieża – tylko jeden odpust zupełny. Odpust zupełny można zyskać raz na dobę, natomiast odpusty cząstkowe można zyskiwać wiele razy w ciągu dnia.
Możemy zyskać odpust zupełny z okazji:
- adoracji Najświętszego Sakramentu przez co najmniej pół godziny (jeśli jest krótsza – odpust cząstkowy),
- nawiedzenia jednej z czterech rzymskich bazylik (św. Piotra, św. Pawła za Murami, Matki Bożej Większej lub św. Jana na Lateranie) i odmówienie w niej „Ojcze nasz” i „Wierzę” w święto tytułu tej bazyliki, w jakiekolwiek święto nakazane (np. we Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny), raz w roku, w dniu wybranym przez wiernego,
- przyjęcia błogosławieństwa udzielanego przez Papieża „Urbi et Orbi” (Miastu i Światu), choćby przez radio lub telewizję,
- adoracji i ucałowania Krzyża podczas liturgii Męki Pańskiej w Wielki Piątek,
- odmówienia modlitwy: „Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu”, po Komunii św. przed obrazem Jezusa Ukrzyżowanego w każdy piątek Wielkiego Postu oraz w Wielki Piątek (w pozostałe dni – odpust cząstkowy),
- uczestnictwa w uroczystym zakończeniu Kongresu Eucharystycznego,
- uczestnictwa w rekolekcjach trwających przynajmniej trzy dni,
- publicznego odmówienie aktu wynagrodzenia Sercu Jezusowemu „O Jezu Najsłodszy” w uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa (w inne dni – odpust cząstkowy),
- publicznego odmówienia aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Chrystusowi Królowi „O Jezu Najsłodszy”, w uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata (w inne dni – odpust cząstkowy),
- przyjęcia Pierwszej Komunii świętej lub uczestnictwo w takiej uroczystości,
- sprawowania i uczestnictwa we Mszy świętej prymicyjnej,
- sprawowania i uczestnictwa we Mszy świętej z okazji 25-, 50- i 60-lecia kapłaństwa,
- odmówienia w całości (bez przerwy) przynajmniej jednej części Różańca w kościele, kaplicy publicznej, w rodzinie, wspólnocie zakonnej czy stowarzyszeniu, połączone z rozmyślaniem nad rozważanymi tajemnicami (odmówienie poza tymi miejscami lub wspólnotami – odpust cząstkowy),
- jednorazowego nawiedzenia kościoła, w którym trwa Synod diecezjalny,
- pobożnego odmówienia (śpiewu) modlitwy „Przed tak wielkim Sakramentem” podczas liturgii Wieczerzy Pańskiej, po Mszy św. w Wielki Czwartek oraz w uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa (Boże Ciało); w innym czasie – odpust cząstkowy,
- publicznego odmówienia (śpiewu) hymnu „Ciebie, Boga, wysławiamy” jako podziękowanie za otrzymane łaski w ostatnim dniu roku (w innym czasie, nawet prywatnie – odpust cząstkowy),
- publicznego odmówienia (śpiewu) hymnu „Przyjdź, Duchu Święty” (Veni Creator) w Nowy Rok i w uroczystość Zesłania Ducha Świętego (w pozostałe dni, nawet prywatnie – odpust cząstkowy),
- odprawienia Drogi Krzyżowej przed urzędowo erygowanymi stacjami Drogi Krzyżowej (np. w kościele, na placu przykościelnym), po spełnieniu następujących warunków: rozważanie męki i śmierci Chrystusa (nie jest konieczne rozmyślanie o poszczególnych tajemnicach każdej stacji), przechodzenie od jednej stacji do drugiej (przy publicznym odprawianiu wystarczy, aby prowadzący przechodził, jeśli wszyscy wierni nie mogą tego czynić); jeśli ktoś z powodu słusznej przyczyny (np. choroby, zamknięcia kościoła itp.) nie może odprawić Drogi Krzyżowej wg podanych wyżej warunków, zyskuje odpust zupełny po przynajmniej półgodzinnym pobożnym czytaniu lub rozważaniu męki Chrystusa,
- nawiedzenia kościoła lub kaplicy we wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych (2 listopada) i odmówienie tam „Ojcze nasz” i „Wierzę”,
- w dniach od 1 do 8 listopada za nawiedzenie cmentarza z równoczesną modlitwą za zmarłych – codziennie odpust zupełny, który można ofiarować wyłącznie za zmarłych (za nawiedzenie cmentarza w inne dni – odpust cząstkowy również wyłącznie za zmarłych),
- odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych podczas liturgii Wigilii Paschalnej w Wielką Noc lub w rocznicę swojego chrztu (jeśli przy pomocy innej formuły w innym czasie – odpust cząstkowy). Ponadto dla Polski zostały zatwierdzone także dwa dodatkowe odpusty zupełne:
- uczestnictwo w nabożeństwie „Gorzkich Żali” jeden raz w Wielkim Poście w jakimkolwiek kościele na terenie Polski,
Katecheza 4 grudnia 2022.
Modlitwa za zmarłych - odpusty
Pojednanie grzesznika z Bogiem i Kościołem dokonuje się poprzez sakrament pokuty, w którym zostaje zgładzona wina penitenta. Jednak nauka Kościoła o czyśćcu ukazuje, że nawet wtedy, gdy wina została odpuszczona w sakramencie pojednania pozostaje jeszcze kara za popełnione zło, którą grzesznik musi spłacić, aby w pełni się oczyścić. Sakrament pojednania uwalniając penitenta z winy grzechu, nie zawsze stosuje pokutę umożliwiającą w pełni uwolnić się od kary. Dlatego kara, pozostająca po odpuszczeniu winy, musi być odpokutowana albo w tym życiu poprzez uczynki miłosierdzia, albo w przyszłym życiu przez odpokutowanie kar czyśćcowych. Z pomocą w odpokutowaniu kary należnej nam za grzechy przychodzi nauka Kościoła o odpustach.
Odpust jest to darowanie wobec Boga kary doczesnej za grzechy, zgładzone już co do winy w sakramencie pokuty. Dostępuje go chrześcijanin pod pewnymi określonymi warunkami odpowiednio przygotowany, za pośrednictwem Kościoła, który jako szafarz owoców odkupienia rozdaje i prawomocnie przydziela zadośćuczynienia ze skarbca zasług Chrystusa i Świętych. Odpusty opierają się na dwóch prawdach Kościoła Katolickiego: świętych obcowaniu i skarbcu zasług Chrystusa. Prawda o świętych obcowaniu oznacza wspólnotę wiernych, którzy tworzą jeden Kościół, czyli jedno Mistyczne Ciało, którego Głową jest Jezus Chrystus. Członkami Mistycznego Ciała, czyli Kościoła, są zarówno święci, którzy już osiągnęli swój cel i cieszą się oglądaniem Boga Twarzą w twarz, stanowiąc Kościół tryumfujący; jak również ci wszyscy, którzy jeszcze w czyśćcu dopełniają kary za swoje grzechy odpuszczone co do winy, tworząc Kościół cierpiący. My wszyscy wierni na ziemi tworzymy Kościół pielgrzymujący i z jednej strony możemy doświadczać pomocy od świętych, a z drugiej strony jesteśmy zobowiązani do pomocy duchowej naszym braciom, którzy poprzedzili nas i cierpią w czyśćcu.
Prawda o skarbcu zasług Chrystusa i Świętych jest mocno związana z historią zbawienia. Człowiek poprzez grzech zaciągnął dług względem Bożej sprawiedliwości i sam poprzez własne uczynki zasługujące nigdy nie zdołałby dostatecznie spłacić tego długu. Przyszedł więc na świat Jezus Chrystus, który zadośćuczynił za nas ofiarując siebie samego swojemu Ojcu: On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy i nie tylko nasze, lecz również za grzechy całego świata (1J 2,2).
W Kościele są dwa rodzaje odpustów: zupełne i częściowe. Przez odpust zupełny rozumiemy odpuszczenie wszystkich kar doczesnych na jakie zasłużył grzesznik za swoje grzechy odpuszczone już co do winy. Osobę, która uzyskała odpust zupełny można porównać z dorosłym, który dopiero co otrzymał sakrament chrztu świętego. Dlatego gdyby ktoś bezpośrednio po uzyskaniu odpustu zupełnego zmarł, wierzymy iż bez czyśćca dostałby się do nieba. Odpust zupełny wierny może uzyskać tylko jeden raz w ciągu dnia. Wyjątek stanowi odpust zupełny w godzinę śmierci, który wierny może uzyskać chociażby tego dnia zyskał już inny odpust zupełny. O warunkach uzyskania odpustów będzie rozważać podczas następnych katechez.
Katecheza 27 listopada 2022 r.
Sens modlitwy za zmarłych
Kończy się miesiąc listopad. W tych dniach stajemy częściej przy grobach naszych bliskich zmarłych. Warto więc w tym czasie przypomnieć sens modlitwy za zmarłych. Łączy się to bardzo ściśle z nauką o czyśćcu oraz o skutkach grzechu. Aby zrozumieć praktykę modlitwy za zmarłych, trzeba najpierw zauważyć, że grzech ma podwójny skutek. Grzech ciężki pozbawia nas komunii z Bogiem, a przez to zamyka nam dostęp do życia wiecznego, którego pozbawienie nazywa się „karą wieczną” za grzech. Każdy grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń, które wymaga oczyszczenia, albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazywanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy „karą doczesną” za grzech. Obydwie kary nie mogą być traktowane jako rodzaj zemsty, którą Bóg stosuje od zewnątrz, ponieważ wypływają one jakby z samej natury grzechu. Każdy grzech bowiem narusza sprawiedliwość i pozostawia pewien nieporządek, który domaga się naprawienia.
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mamy piękny dom, z nowo pomalowaną ścianą. Dziecko bawiąc się piłką kopie po tej nowej ścianie. Ojciec prosi go: „dziecko nie rób tak bo pobrudzisz ścianę i wybijesz okno”. Dziecko nie posłuchało i wybiło szybę. Następnie poszło do ojca i skruszone przyznało się do swojej winy. Ojciec przebacza mu to przewinienie. Ale pozostaje jeszcze wybite okno, które trzeba zreperować. Dziecko musi naprawić to co zrobiło, ponieważ tego domaga się sprawiedliwość. Podobnie dzieje się w sakramencie pokuty. Bóg wybacza nam każdy grzech, ale nakazuje nam naprawić całą niesprawiedliwość wynikającą z naszych grzechów. Przebaczenie i przywrócenie komunii z Bogiem poprzez rozgrzeszenie w sakramencie pokuty i pojednania pociągają za sobą odpuszczenie wiecznej kary za grzech. Pozostają jednak kary doczesne. Chrześcijanin powinien starać się, znosząc cierpliwie cierpienia i różnego rodzaju próby, a w końcu godząc się spokojnie na śmierć, przyjmować jako łaskę doczesne kary za grzech. Powinien starać się przez dzieła miłosierdzia i miłości, a także przez modlitwę i różne praktyki pokutne uwolnić się całkowicie od „starego człowieka” i „przyoblec człowieka nowego” (Por. Ef 4, 24). Bardzo ważne pozostaje także zadośćuczynienie za grzechy, czyli próba naprawienia skutków zła. Im mniej człowiek naprawi zła za życia ziemskiego, tym więcej pozostanie do odpokutowania w czyśćcu.
W tym momencie dochodzimy do odpowiedzi na pytanie o sens modlitwy za zmarłych. Ci, którzy oczyszczają się przez ogień czyścowy nie mogą sobie pomóc, ponieważ w momencie śmierci człowieka kończy się definitywnie czas jego zasługiwania na życie wieczne. Oni czekają na nasze modlitwy, które pozwolą im zmniejszyć pokutę za skutki swoich grzechów. W ten sposób okazujemy miłość tym, którzy od nas odeszli i pomagamy im odpokutować skutki swoich grzechów.
Sens modlitwy za zmarłych
Trwa miesiąc listopad. W tych dniach stajemy częściej przy grobach naszych bliskich zmarłych. Warto więc w tym czasie przypomnieć sens modlitwy za zmarłych. Łączy się to bardzo ściśle z nauką o czyśćcu oraz o skutkach grzechu. Aby zrozumieć praktykę modlitwy za zmarłych, trzeba najpierw zauważyć, że grzech ma podwójny skutek. Grzech ciężki pozbawia nas komunii z Bogiem, a przez to zamyka nam dostęp do życia wiecznego, którego pozbawienie nazywa się „karą wieczną” za grzech. Każdy grzech, nawet powszedni, powoduje ponadto nieuporządkowane przywiązanie do stworzeń, które wymaga oczyszczenia, albo na ziemi, albo po śmierci, w stanie nazywanym czyśćcem. Takie oczyszczenie uwalnia od tego, co nazywamy „karą doczesną” za grzech. Obydwie kary nie mogą być traktowane jako rodzaj zemsty, którą Bóg stosuje od zewnątrz, ponieważ wypływają one jakby z samej natury grzechu. Każdy grzech bowiem narusza sprawiedliwość i pozostawia pewien nieporządek, który domaga się naprawienia.
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Mamy piękny dom, z nowo pomalowaną ścianą. Dziecko bawiąc się piłką kopie po tej nowej ścianie. Ojciec prosi go: „dziecko nie rób tak bo pobrudzisz ścianę i wybijesz okno”. Dziecko nie posłuchało i wybiło szybę. Następnie poszło do ojca i skruszone przyznało się do swojej winy. Ojciec przebacza mu to przewinienie. Ale pozostaje jeszcze wybite okno, które trzeba zreperować. Dziecko musi naprawić to co zrobiło, ponieważ tego domaga się sprawiedliwość. Podobnie dzieje się w sakramencie pokuty. Bóg wybacza nam każdy grzech, ale nakazuje nam naprawić całą niesprawiedliwość wynikającą z naszych grzechów. Przebaczenie i przywrócenie komunii z Bogiem poprzez rozgrzeszenie w sakramencie pokuty i pojednania pociągają za sobą odpuszczenie wiecznej kary za grzech. Pozostają jednak kary doczesne. Chrześcijanin powinien starać się, znosząc cierpliwie cierpienia i różnego rodzaju próby, a w końcu godząc się spokojnie na śmierć, przyjmować jako łaskę doczesne kary za grzech. Powinien starać się przez dzieła miłosierdzia i miłości, a także przez modlitwę i różne praktyki pokutne uwolnić się całkowicie od „starego człowieka” i „przyoblec człowieka nowego” (Por. Ef 4, 24). Bardzo ważne pozostaje także zadośćuczynienie za grzechy, czyli próba naprawienia skutków zła. Im mniej człowiek naprawi zła za życia ziemskiego, tym więcej pozostanie do odpokutowania w czyśćcu.
W tym momencie dochodzimy do odpowiedzi na pytanie o sens modlitwy za zmarłych. Ci, którzy oczyszczają się przez ogień czyścowy nie mogą sobie pomóc, ponieważ w momencie śmierci człowieka kończy się definitywnie czas jego zasługiwania na życie wieczne. Oni czekają na nasze modlitwy, które pozwolą im zmniejszyć pokutę za skutki swoich grzechów. W ten sposób okazujemy miłość tym, którzy od nas odeszli i pomagamy im odpokutować skutki swoich grzechów.
Katecheza 13 listopada 2022.
Jakie są formy modlitwy?
Podczas ostatniej katechezy rozważaliśmy, że modlitwa jest zwróceniem naszego serca ku Bogu. Jeśli tak rzeczywiście jest, to całe nasze życie powinno być modlitwą, to znaczy zwróceniem naszych serc ku Bogu. W codziennym życiu nie zawsze jest to jednak takie proste i najpierw trzeba się tego nauczyć. Pomocą w tym jest ustalenie konkretnego czasu na modlitwę. Możemy wówczas pozbierać nasze myśli i zwrócić swoje serce ku Bogu.
Istnieją trzy formy modlitwy. Na pierwszym miejscu w naszej codzienności znajduje się modlitwa ustna. Odpowiada ona naszej naturze ludzkiej. Mimo tego, że Bóg zna nasze serce i nasze najgłębsze myśli, to jednak my potrzebujemy je wypowiedzieć przed Nim. Poza tym pomaga ona w modlitwie wspólnotowej, umożliwiając innym włączenie się do modlitwy.
Drugą formą jest modlitwa kontemplacyjna. W niej kontemplujemy obrazy lub teksty, np. fragmenty Pisma Świętego. Poprzez medytację wnikają one do naszego wnętrza i mogą kształtować nasze myśli i nasze życie. Najsłynniejszą modlitwą kontemplacyjną w Kościele Katolickim jest różaniec. W każdym dziesiątku rozważamy konkretne wydarzenia z życia Jezusa. Mamy nadzieję, że w ten sposób wydarzenia te wejdą w głąb naszej duszy i będą kształtowały nasze życie na wzór życia Jezusa. W ten sposób różaniec może przynieść wiele owoców. Kiedy na przykład medytujemy nad narodzinami Jezusa w stajni betlejemskiej wpatrujemy się w prawdziwą i doskonałą pokorę, skromność i prostotę. Owocem tej modlitwy może być kształtowanie naszego życia przez te właśnie cnoty.
Trzecią formą jest modlitwa wewnętrzna, którą nazywamy modlitwą serca. W niej nasze serce trwają w Bożej obecności, doświadczając wielkiego pokoju. Ojcowie Pustyni nazywają ją „modlitwą serca”, bo chodzi o stan, w którym serce stale jest zatopione w Bogu, nawet wtedy gdy myśli błądzą gdzie indziej lub gdy śpię. To modlitwa, która przemienia i uzdrawia na poziomie psychicznym i duchowym, ponieważ znajduje swoje uzdrawiające źródło w samym Imieniu Jezusa: Boskiego Lekarza.„Modlitwa serca” oznacza koncentrację i skupienie ducha. Na tym poziomie prawdziwa modlitwa opiera się na umiejętności milczenia. Wówczas w tajemniczy sposób serce człowieka, moje serce, spotyka serce Boga.
Katecheza 6 listopada 2022.
Na czym polega prawdziwa modlitwa?
Życie duchowe chrześcijanina bez modlitwy nie istnieje. Jest ona często nazywana przez mistrzów życia duchowego oddechem duszy. Tak jak dla życia ciała potrzebny jest oddech, tak dla duszy konieczna jest modlitwa. Czym jest prawdziwa modlitwa? Jak ją właściwie rozumieć? Posłuchajmy pewnego opowiadania, które pozwoli nam przybliżyć istotę modlitwy. W roku 1987 został uprowadzony jako zakładnik przez islamskich terrorystów Amerykanin, wykładowca uniwersytetu w Bejrucie. Od razu zamknięto go w ciemnym pomieszczeniu, bez okna. Żadnej wizyty, towarzystwa, łączności ze światem. Jedynym kontaktem z ludźmi był posiłek podawany mu bez słowa tylko raz dziennie i od czasu do czasu odgłos otwieranego judasza. Strażnik przychodził sprawdzić, czy uwięziony zachowuje przepisy. A były one bardzo surowe. Między innymi nie wolno mu było położyć się na sienniku przed zgaszeniem światła. Został całkowicie odcięty od świata zewnętrznego - ani gazety, książki, ołówka, kartki papieru. Uwięziony w samotności, skazany na bezczynność, myślał, że nie wytrzyma, że zwariuje. Po pewnym czasie zaczął odkrywać w swoim wnętrzu „czyjąś” obecność. Nie wiedział, kto to jest, ale czuł ją wyraźnie. Powoli, on, niepraktykujący katolik, w głodzie ciała i ducha, zaczął sobie przypominać dawno zapomniane modlitwy z dzieciństwa. Powtarzał je, przywracał z pamięci słowa Modlitwy Pańskiej, wersety z Mszy św. Każdego dnia odnajdywał ich więcej. Powtarzał je na nowo i tak zaczął się modlić. Nie był już sam. W ten sposób przetrzymał okrucieństwo więzienia. Gdy po czterech latach został zwolniony - był innym człowiekiem, autentycznym chrześcijaninem, bo bez modlitwy nie ma chrześcijaństwa.
Różne są określenia modlitwy. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że „modlitwa jest wzniesieniem duszy do Boga lub prośbą skierowaną do niego o stosowne dobra” (KKK nr 2590). Modlitwa jest też nazywana rozmową z Bogiem, nawiązaniem z Nim łączności. Na uwagę zasługują dwa, psychologiczne, określenia modlitwy. Pierwsze mówi, że jest ona „przytulaniem się do Boga”. Tak jak dziecko przytula się do matki i czuje się bezpieczne w jej ramionach - tak człowiek modlący się wyraża Bogu swą wiarę, ufność, miłość, przytula się do Niego i otrzymuje w zamian pomoc i łaskę. Drugie określenie modlitwy mówi, że jest ona „spotkaniem zakochanych”. Zakochani pragną się spotykać, jest im ze sobą dobrze, nie nudzą się. Bóg nas kocha. Jeżeli my Go naprawdę kochamy, to powinniśmy pragnąć spotykać się z Nim na modlitwie. Nie z przymusu spełnienia obowiązku modlitwy, lecz z potrzeby serca, które Boga miłuje i pragnie Mu to okazać. Najogólniej mówiąc modlitwa jest spotkaniem z Bogiem we wnętrzu swojego serca. Jest przylgnięciem do Niego. Nie jest więc tylko powtarzaniem okrągłych słów.
Katecheza 30 października 2022.
Co to jest embolizm i jakie jest jego przesłanie?
Po modlitwie Ojcze nasz odmawianej w czasie każdej Mszy św. następuje tzw. embolizm – jest to modlitwa celebransa będąca swego rodzaju „przedłużeniem”, rozwinięciem ostatniej prośby Modlitwy Pańskiej. W liturgii Mszy Świętej brzmi on następująco „Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Wspomóż nas w swoim miłosierdziu, abyśmy zawsze wolni od grzechu i bezpieczni od wszelkiego zamętu, pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”. Wierni odpowiadają i zarazem kończą tę modlitwę doksologią „Bo Twoje jest królestwo i potęga, i chwała na wieki”. Są to bardzo stare słowa, dołączone do modlitwy „Ojcze nasz” w niektórych późniejszych kodeksach Nowego Testamentu. Pochodzą one z liturgii wczesnochrześcijańskiej, z ostatnich dziesięcioleci I wieku.
Motywem przewodnim tego uzupełnienia modlitwy Ojcze nasz jest niewątpliwie pokój: słowo to występuje w powyższym embolizmie i w następnej modlitwie celebransa, która jest właśnie modlitwą o pokój, a jej kulminacja to wezwanie „Przekażcie sobie znak pokoju”, po czym wierni okazują sobie – według przyjętego zwyczaju – braterstwo i życzliwość. Później również prosimy: „Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem”, a i wcześniej słowo „pokój” pojawia się w liturgii mszalnej wiele razy. Najwidoczniej jest ono w tej części liturgii szczególnie ważne. Często rozumiemy słowo pokój niewłaściwie: jako tzw. „święty spokój”, to znaczy nie ma poważniejszych kłopotów, nikt – jak to mówimy – „nie miesza”, życie płynie pomyślnie. Ale gdy Jezus w Ewangelii mówi o pokoju, rozumie go zupełnie inaczej: pokój to jedność człowieka z Bogiem, a gdzie ona jest, tam jest i jedność z innymi ludźmi i z samym sobą. Za takim właśnie pokojem podświadomie tęsknimy, tylko taki pokój daje prawdziwe szczęście, które może trwać nawet pośród niepowodzeń, zamętu i różnych burz życiowych. Taki właśnie pokój Jezus przyniósł na świat, pojednując go z Bogiem przez swoją krzyżową ofiarę – tę ofiarę, którą celebrujemy w Eucharystii. Dlatego właśnie słowo „pokój” tak często powtarza się w liturgii mszalnej. Eucharystia to wielkie święto pokoju i pojednania, a embolizm jako uzupełnienie Modlitwy Pańskiej jest wielkim wzywaniem Boga, aby udzielił łaski pokoju.
Katecheza 23 października 2022.
Jak należy rozumieć prośbę „Nie wódź nas na pokuszenie”?
Aktualnie w polskim tłumaczeniu szósta prośba w modlitwie „Ojcze nasz” brzmi: Nie wódź nas na pokuszenie. Ten przekład może budzić trudności w zrozumieniu, polegające na tym, że Bóg zostaje ukazany jako Ten, który kusi człowieka. W tekstach Ewangelii tym, który kusi jest zawsze szatan (diabeł). Bóg więc nie może człowieka kusić do złego. W Liście Jakuba czytamy: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi” (Jk 1,13). Jak więc należy rozumieć tę prośbę?
Ewangelia według św. Mateusza, która zawiera treść Modlitwy Pańskiej, powstała w języku greckim. Ewangelista użył w oryginale słowa „peirasmos”, które jest bardzo trudne do przetłumaczenia. Większość przekładów Biblii w języku polskim tłumaczy to słowo jako pokusa albo pokuszenie. Jednak ma ono wiele znaczeń, zarówno pozytywnych jak i negatywnych. W sensie pozytywnym może oznaczać próbę, działanie Boże lub sytuację dopuszczoną przez Niego, mającą na celu jakieś dobro, wypróbowanie czyjejś wierności, uczciwości, stałości, wiary czy świętości. W sensie negatywnym wskazuje na bodziec do grzechu, którego autorem jest szatan lub też na skłonności do złego wynikające z natury człowieka skażonej grzechem pierworodnym: nieuporządkowane pragnienia, pożądanie, bunt przeciwko Bogu, odchodzenie od wiary i świętości. A więc słowo to może wskazywać zarówno na próbę, jak i na pokusę, co nie zawsze jest ze sobą tożsame.
W tym kontekście warto jeszcze raz przywołać słowa z Listu świętego Jakuba: „Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi” (Jk 1,13). Bóg nigdy nie jest autorem zła lub pokus prowadzących do grzechu w życiu człowieka. Niekiedy jednak dopuszcza On próby i doświadczenia, które mają prowadzić do rozwoju duchowego człowieka. W takiej sytuacji znalazł się Abraham, który z polecania Boga miał na wzgórzu Moria złożyć swojego syna Izaaka w ofierze. Wyszedł on zwycięsko z tej próby, a dzięki temu jego wiara i zaufanie do Boga bardzo się pogłębiły. Święty Paweł pomaga w zrozumieniu takiej sytuacji. Mówi, że gdy pojawia się w życiu człowieka próba, doświadczenie, to Bóg dopuszcza je tylko wówczas, gdy człowiek potrafi je znieść. To znaczy, że nie dopuszcza na człowieka ciężaru, krzyża, którego człowiek nie potrafiłby unieść. Co więcej, gdy pojawia się ta próba, Bóg podpowiada człowiekowi, jak tę próbę przejść, jak
W szóstej prośbie Modlitwy Pańskiej: i nie wódź nas na pokuszenie, modlimy się o kilka rzeczy. Prosimy Pana Boga, aby oddalał od nas zło i pokusy. Gdy jednak te pokusy pojawiają się w naszym życiu, prosimy o to, aby Bóg pomógł nam je zwyciężać i nie wchodzić na drogę prowadzącą do grzechu. W katechizmie dla młodych „Youcat” zostało to przedstawione w następujący sposób: Jezus, który sam był kuszony, wie, że my, ludzie, jesteśmy słabi, mamy za mało własnej siły, by przeciwstawić się Złu. W tej prośbie w modlitwie „Ojcze nasz” Jezus uczy nas, żebyśmy ufali w Boże wsparcie w godzinie próby. Gdy w życiu człowieka pojawia się próba bądź doświadczenie, są one bardzo często czymś trudnym, niezrozumiałym dla człowieka. I nie można się temu dziwić. Za to można prosić Pana Boga, aby pomagał przyjąć, zrozumieć, dał siły do przejścia tego, co jest trudne, a co człowieka może spotkać.
Katecheza 16 października 2022.
Jak często mamy wybaczać?
Piąta prośba zawarta w modlitwie Ojcze nasz brzmi: „Odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Wypowiadając te słowa prosimy Boga o wybaczenie naszych grzechów, jednocześnie uświadamiając sobie, że nie otrzymamy miłosierdzia od Niego, jeżeli sami nie wybaczymy tym, którzy wobec nas zawinili. Dlaczego mamy przebaczać? Odpowiedź daje nam sam Jezus, zapytany przez Piotra: Panie ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? (Mt 18,21) W czasach Jezusa rabini żydowscy uważali, że należy przebaczać trzy razy. Piotr zaproponował wspaniałomyślnie przesunąć granicę do siedmiu razy. Jednak Jezus w przeciwieństwie do rabinów i Piotra nie stawiał przebaczeniu żadnych granic: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy (Mt 18,22). Liczba siedemdziesiąt siedem oznacza liczbę nieskończoną. Bóg w Jezusie znosi wszelkie granice miłosierdzia, przebaczenia i pojednania.
Przebaczając, naśladujemy Boga bogatego w miłosierdzie. To On jest Ojcem cierpliwym, dobrym, współczującym, bogatym w miłosierdzie, przebaczającym i cierpliwie oczekującym na zagubionych: Miłosierny Pan i łagodny, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę… Nie postępuje z nami według naszych grzechów, ani według win naszych nam nie odpłaca (Ps 103); Ja jestem Pan, Bóg miłosierny i łagodny, nieskory do gniewu, bogaty w łaskę i wierność (Wj 34, 6). Każdego z nas dotyka miłosierdzie Boże, które nie ma granic i względu na osobę. Jezus powiedział świętej siostrze Faustynie: Miłosierdziu mojemu nie przeszkadza nędza twoja […] im większa nędza, tym większe ma prawo do miłosierdzia Mojego (Dzienniczek, 1182). Dlatego powinniśmy naśladować swego Stwórcę i uczyć się od Boga miłosierdzia: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6, 36). Cierpliwość, współczucie, miłosierdzie, gotowość do przebaczenia są znakiem podobieństwa do Boga Ojca.
W Kazaniu na Górze Jezus podkreślał, że relacja z Bogiem, ofiary i kult mają sens o tyle, o ile oparte są na fundamencie miłosierdzia: Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5, 24n). Bóg w Chrystusie wybaczył nam bardzo wiele i nieustannie wybacza. Od nas oczekuje przebaczenia bliźnim na miarę naszych ludzkich możliwości: Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie (Ef 4, 32).
W modlitwie Ojcze nasz, której nauczył nas Jezus, prosimy Boga, by odpuścił nam winy, podobnie, jak my odpuszczamy naszym winowajcom. W tych słowach uzależniamy niejako Boże przebaczenie od wzajemnego ludzkiego przebaczenia. Gdy zastanawiam się nad tymi słowami, dziękuję Bogu, że nie zawsze wysłuchuje próśb według naszych oczekiwań. Gdyby nam wybaczał według ludzkiej miary, to niejednokrotnie musielibyśmy czekać na przebaczenie latami.
Katecheza 9 października 2022.
Jak należy rozumieć słowa: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj?
Czwarta prośba Modlitwy Pańskiej brzmi: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Odmawiając Ojcze nasz i wypowiadając te słowa, może zrodzić się w nas pytanie: czy tutaj chodzi tylko o chleb powszedni? Jak należy rozumieć tę prośbę?
Jeśli przyjmiemy, że ludzkie potrzeby są bardzo zróżnicowane, to chleb ten oznacza nie tylko pokarm zaspokajający głód fizyczny, ale też głód duchowy. Katechizm Kościoła Katolickiego wyjaśnia ten problem w następujący sposób: „Ojciec, który daje nam życie, nie może nam nie dać pokarmu koniecznego do życia, "stosownych" dóbr materialnych i duchowych. W Kazaniu na Górze Jezus podkreśla tę synowską ufność współdziałającą z Opatrznością naszego Ojca (Por. Mt 6, 25-34). Nie zachęca nas do jakiejś bierności (Por. 2 Tes 3, 6-13). lecz chce nas wyzwolić od wszelkich niepokojów i kłopotów. Takie jest synowskie zdanie się dzieci Bożych na Ojca: Tym, którzy szukają Królestwa i sprawiedliwości Bożej, przyrzeka On udzielić wszystkiego w nadmiarze. W rzeczywistości wszystko należy do Boga: temu, kto posiada Boga, nie brakuje niczego, jeśli sam należy do Boga” (KKK 2830).
Słowo chleb w Modlitwie Pańskiej oznacza więc wszystkie potrzeby fizyczne i duchowe człowieka. Mamy więc prawo prosić Boga jako dobrego Ojca o wszystko. Wypowiadając słowa czwartej prośby w modlitwie Ojcze nasz, dodajemy słowo dzisiaj: chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. Jezus, ucząc tej modlitwy, zwraca naszą uwagę na to, byśmy skupiali się przede wszystkim na teraźniejszości. Nie powinniśmy martwić się o przyszłość, ale skupić na chwili obecnej. Bóg troszczył się o Naród Wybrany, podczas wędrówki przez pustynię, dając im jako pokarm mannę. Izraelici jednak nie mogli robić zapasów na kolejne dni. Zbierali tylko tyle, ile potrzebowali do zaspokojenia głodu na jeden dzień. Podobnie w Modlitwie Pańskiej słowo dzisiaj oznacza zaufanie Bożej Opatrzności. Modląc się w ten sposób, wyrażamy swoją ufność, że Bóg da nam w dniu dzisiejszym wszystko, co konieczne jest do życia zarówno fizycznego jak i duchowego i sam zatroszczy się o nas w przyszłości. Nie martwimy się o to, co będzie jutro, ponieważ wierzymy, że Bóg nie pozwoli skrzywdzić swoich dzieci.
Katecheza 25 września 2022.
Jak należy rozumieć prośbę „przyjdź Królestwo Twoje”?
Kolejna prośba jaka zanosimy w Modlitwie Pańskiej to słowa „przyjdź Królestwo Twoje”. Prosimy, aby Królestwo Boże, które pojawiło się na świecie w momencie przyjścia Jezusa Chrystusa, przyszło do nas także dziś, tu i teraz. Zastanówmy się jak należy rozumieć słowa tej prośby? O co tak naprawdę prosimy, gdy w czasie modlitwy wypowiadamy słowa: „Przyjdź Królestwo Twoje”?
W tej prośbie przede wszystkim uznajemy pierwszeństwo Pana Boga. Modlimy się, aby przyszło Jego Królestwo – nie nasze. Co to znaczy? Człowiek wypowiadając te słowa uznaje, że priorytetem w jego życiu staje się „panowanie Boga” – wola Boża staje się kryterium życia człowieka. Człowiek przyznaje Bogu rację i u Niego szuka wzoru życia, postępowania. To panowanie Boga wyraża się w tym, że człowiek zgodzi się na to, aby On sam był Panem w sercu człowieka. Bogu nie chodzi o tłumy, o wielkie uroczystości na Jego cześć, ale o bardzo osobistą i autentyczną relację: człowiek – Bóg.
Ktoś może się zastanawiać: Jak to jest z tą prośbą? Miliony ludzi na całym świecie wypowiadają te słowa kilka razy dziennie. Dlaczego więc w świecie ciągle jest tak wiele grzechu, cierpienia, braku przebaczenia? Papież Franciszek pokazuje, że odpowiedzi trzeba szukać w sercu każdego człowieka, który nadal ma serce zamknięte na Boga, na prawo Jego miłości, który ciągle jest panem sam dla siebie. Dlatego tym bardziej powinniśmy z wiarą i ufnością wołać: „Potrzebujemy Ciebie, Jezu; potrzebujemy, abyś wszędzie i na zawsze był Panem pośród nas”.
Kolejnym „problemem” dla nas w zrozumieniu tej prośby może być bardzo powolny proces wzrostu Królestwa Bożego w świecie. Odpowiedzi należy szukać w Ewangelii. Jezus, mówiąc o Królestwie Bożym, porównuje je do ziarnka gorczycy. Jest ono najmniejsze, niemal niewidoczne, jednak gdy wyrośnie, staje się wielkim drzewem, schronieniem dla wielu stworzeń (Mt 13,31-32). To Królestwo „nie działa” w kategoriach czysto ludzkich, którymi tak często jest natychmiastowość i wielki rozgłos. Ono wzrasta w wielkiej cichości i pokorze: w sercu człowieka, który stara się słuchać Boga; w rodzinach, które dążą do świętości; w miejscach pracy, gdzie człowiek jest ważniejszy niż efekt i wyrobiona norma; we wspólnotach parafialnych, które razem tworzą grupę uczniów Jezusa. To jest mentalność Bożego Królestwa, które jest obecne pośród nas, niewidoczne, bardzo małe, ale ciągle wzrasta.
Katecheza 18 września 2022.
Święć się Imię Twoje
Modlitwa Pańska zawiera siedem próśb, które ułożone są w sposób hierarchiczny. Na pierwszym miejscu znajduje się prośba „święć się imię Twoje”. Spróbujmy podczas dzisiejszej katechezy zastanowić się co ona oznacza? Wyrażenie „święć” oznacza w pierwszym skojarzeniu naszą wolę uświęcenia czegoś. Słowo to użyte w modlitwie może niektórych zdumiewać, gdyż zdaje się sugerować, że to my sprawiamy, że Imię Boga staje się święte. Czy tak istotnie jest? Jakże to my możemy uświęcać Imię Boga samego?
Pojęcie „święcić” w tym przypadku trzeba rozumieć nieco inaczej. Z pomocą przychodzi nam tutaj liturgia. W jednej z prefacji mszalnych czytamy: „Nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia”. My nie „święcimy” Boga, nic mu nie dodajemy, On dzięki naszej modlitwie nie staje się doskonalszy czy lepszy. W tej prośbie uznajemy istnienie Boga i to, że on jest święty oraz że należy Mu się cześć i uwielbienie. Ta prośba ma przypominać nam także, że tak jak Bóg jest święty, tak my mamy dążyć do świętości. Mamy prosić Go o to codziennie. Biskup i męczennik z III wieku, święty Cyprian z Kartaginy tak o tym pisze w swoich rozważaniach o Modlitwie Pańskiej: „Prosimy, abyśmy – uświęceni przez chrzest – wytrwali w tym, czym zaczęliśmy być. Prosimy o to codziennie, bo codziennie popełniamy grzechy. Uciekamy się więc do modlitwy, by ta świętość w nas trwała”.
Wypowiadając słowa „Święć się Imię Twoje” błagamy Pana, by Jego Imię było w nas uświęcane. Sam Bóg powiedział: „Świętymi bądźcie, bo i Ja jestem święty”, dlatego właśnie prosimy i błagamy, abyśmy uświęceni przez chrzest, na zawsze pozostali tym, czym być zaczęliśmy. I o to właśnie prosimy każdego dnia. Potrzebujemy bowiem codziennego uświęcania: skoro bowiem każdego dnia grzeszymy, powinniśmy przez ustawiczne uświęcanie oczyszczać się z grzechów. Warto zauważyć, że prośba o to, by Bóg nas uświęcał jest na pierwszym miejscu w hierarchii próśb tej modlitwy. Oznacza to, że osiągnięcie świętości jest sprawą najważniejszą w naszym życiu.
Katecheza 11 września 2022.
Jakie znaczenie ma prawda, że Bóg jest naszym Ojcem?
Modlitwę Pańską rozpoczynamy od słów Ojcze nasz. Do Boga zwracamy się tak samo jak do naszego ojca ziemskiego. Szczęśliwi są ci z nas, którzy mają lub mieli dobrego ojca. Mogą z uznaniem przywoływać czułość i stanowczość swego ojca, przytaczać jego mądre powiedzenia i roztropne decyzje, mówić o jego pobożności, pracowitości czy uczciwości. Niestety, niemało jest także osób, które noszą w pamięci doświadczenie złego ojca: agresywnego, często nieobecnego w domu. Są wreszcie i tacy, którzy nigdy nie poznali swego ojca i wychowali się bez kontaktu z nim. Doświadczenia ojca ziemskiego wpływają w znacznym stopniu na wyobrażenie Ojca Niebieskiego i na naszą relację do Niego. Katechizm Kościoła Katolickiego podaje jednak, że „Bóg, nasz Ojciec, przekracza kategorie świata stworzonego. Odnosić nasze idee i wyobrażenia w tej dziedzinie do Niego lub przeciw Niemu, byłoby tworzeniem bożków” (KKK 2779). Niewiele wiedzielibyśmy o Bogu Ojcu, gdyby nam to nie zostało objawione. Boga nazywamy Ojcem, ponieważ został nam objawiony jako „Ojciec” przez Jezusa Chrystusa (por. KKK 2780). Określając Boga imieniem „Ojciec” należy mieć świadomość, że „nikt nie jest ojcem tak jak Bóg” (KKK 239), że Bóg jest naszym najlepszym Ojcem. Od pierwszych lat katechizacji na pytanie: dlaczego Boga nazywamy najlepszym Ojcem? odpowiadamy: bo stworzył i kocha nas oraz opiekuje się nami.
W imieniu „Ojciec” zawarte są więc dwie prawdy o Bogu: pierwsza - że jest On początkiem wszystkiego i najwyższym autorytetem oraz druga - że dobrocią i miłującą troską obejmuje wszystkie swe dzieci (por. KKK 239). Ojcostwo oznacza zwłaszcza to, że wszystko od Niego pochodzi jako od źródła i początku. Ojciec jest dawcą życia. On powołał z nicości do istnienia cały wszechświat, On jest odwieczną miłością, z której jako ze swego źródła pochodzi nasze istnienie. Zostaliśmy przez Niego stworzeni na Jego obraz i podobieństwo (Por. Rdz 1, 27).
W Nowym Testamencie „Jezus objawił, że Bóg jest Ojcem w niezwykłym sensie; jest Nim nie tylko jako Stwórca; jest On wiecznie Ojcem w relacji do swojego jedynego Syna” (KKK 240). Bóg jest Ojcem, bo ma Jednorodzonego Syna (Mt 3, 17). Zanim świat zaistniał, Bóg już był Ojcem. W chrześcijańskiej religii odkrywamy, że Bóg jest pierwszym Ojcem i wzorem wszystkich ojców na ziemi. W modlitwie Ojcze nasz Jezus z wielką serdecznścią zwraca się do swego Ojca. Określenie aramejskie „Abba”, jakiego używa, należy dosłownie tłumaczyć „tato” lub „tatusiu” - jest to wyrażenie, jakim posługuje się dziecko, zwracając się do swego ojca. Jezus uczy nas, że Wszechmocny Bóg, Stwórca wszechświata, jest Ojcem pełnym dobroci, jest naszym Tatą, który opiekuje się nami. W świetle tego objawionego nam oblicza miłującego nas Ojca chrześcijanin powinien patrzeć na siebie jako na chcianego, kochanego przez Boga, by nie oceniać siebie jedynie przez pryzmat swego być może nieudanego dzieciństwa, wad, grzechów i potknięć. Jesteśmy otuleni bezwarunkową miłością Boga Ojca, niezależnie od naszych niewierności.
Prawda o Bożym Ojcostwie odsłania nam inną prawdę - o naszym dziecięctwie Bożym. Nikt nie jest samotny na świecie - każdy ma Ojca, który go stworzył, kocha go, roztacza nad nim swą Opatrzność, współdziała z nim w każdym dobru, przyciąga do siebie jako do źródła. Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, to znaczy, że serce nasze jest tak ukształtowane, iż pragnie kochać Boga jako swojego Ojca. Każdy jest wezwany do wspólnoty z Ojcem w Jego Synu Jezusie Chrystusie, by z pomocą Ducha Świętego wołać „Abba” - Ojcze.
Katecheza 4 września 2022.
Dlaczego modlitwa Ojcze nasz jest wzorem wszystkich modlitw?
Modlitwa Ojcze nasz to najstarsza i najważniejsza modlitwa chrześcijan. Owoc wyjątkowej lekcji jaką ponad 2000 lat temu Jezus udzielił swoim uczniom. Znamy ją na pamięć, a jej słowa wypowiadaliśmy setki razy. Warto zastanowić się nad treścią i kolejnością słów, których nauczył nas sam Zbawiciel. Katechizm Kościoła Katolickiego poświęca tej modlitwie cały dział, ostatniej czwartej części. Zostały w nim powtórzone piękne słowa ojca Kościoła Tertuliana, który stwierdził, że „Modlitwa Pańska jest streszczeniem całej Ewangelii” (KKK 2761). Dalej Katechizm powtarza za św. Tomaszem z Akwinu: „Modlitwa Pańska jest najdoskonalszą z modlitw... W niej prosimy nie tylko o to, czego możemy słusznie pragnąć, ale także w kolejności, w jakiej należy tego pragnąć. Modlitwa Pańska nie tylko uczy nas prosić, ale także kształtuje wszystkie nasze uczucia” (KKK 2763) Spróbujmy zastanowić się dlaczego ta modlitwa jest wzorek wszystkich modlitw? Pierwsze co przychodzi nam na myśl jest fakt, że jej słowa pochodzą od samego Chrystusa.
Do dzisiaj zachowały się trzy teksty, w których jest obecna modlitwa Ojcze nasz. Dwa pierwsze to Ewangelie Mateusza i Łukasza. Ten pierwszy zrelacjonował moment, w którym Jezus uczy modlitwy opisując Kazanie na górze. Zanim uczniowie po raz pierwszy usłyszeli Modlitwę Pańską, Jezus wypowiada bardzo ważne słowa demaskujące nasze pseudomodlitewne zapędy: Gdy się modlicie, nie bądźcie jak obłudnicy. Oni lubią w synagogach i na rogach ulic wystawać i modlić się, żeby się ludziom pokazać. Zaprawdę, powiadam wam: otrzymali już swoją nagrodę. Ty zaś, gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego, który jest w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie. Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie. Wy zatem tak się módlcie: Ojcze nasz, który jesteś w niebie… (Mt 6, 5-8)
U św. Łukasza nie jest konkretnie napisane gdzie i w jakich okolicznościach Jezus nauczył apostołów Ojcze nasz. Podaje jedynie, że był w jakimś miejscu na modlitwie. Niewykluczone, że była to pewna słynna góra, opisana u św. Mateusza. Obie wersje pokrywają się ze sobą w zasadzie prawie jota w jotę. Jest i trzecie źródło tej modlitwy. Didache, zwany inaczej Nauką dwunastu apostołów to krótki, anonimowy traktat starożytnego chrześcijaństwa. Jest jednym z najstarszych pism Ojców apostolskich. Zaczęli oni pisać swoje teksty bezpośrednio po czasach apostolskich powołując się na autorytet apostołów. Zwłaszcza tego, który żył najdłużej, czyli św. Jana. Jednak ich pisma nie weszły do kanonu Nowego Testamentu. W tym i zawierający Modlitwę Pańską Didache. Dzisiaj traktuje się go jak apokryf po prostu. Ojcze nasz jest tam w ósmym rozdziale. Zaleca się odmawianie tej modlitwy trzy razy dziennie. W czasie kolejnych katechez, spróbujemy, podążając za Katechizmem Kościoła Katolickiego, przyjrzeć się poszczególnym częściom tej najpiękniejszej modlitwy.
Katecheza 26 czerwca 2022.
Gniew jako grzech główny
Gniew należy do katalogu grzechów głównych. Jest jednak wielka różnica pomiędzy słusznym oporem wobec jakiegoś zła, wyrażającym się przysłowiowym uderzeniem pięścią w stół, a grzesznym gniewem, będącym wręcz przeciwnie ‑ uległością wobec zła, niszczącym pokój i pojednanie. Tam, gdzie pojawia się gniew, tam dochodzi nawet do zbrodni. I tak było od początku świata. Kain rzuca się na swego brata Abla i zabija go (por. Rdz 4,3-8). Gniew Heroda prowadzi do prawdziwej rzezi niemowląt w Betlejem i okolicy (por. Mt 2,16). Jezus wprost mówi: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj! [...]. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi” (Mt 5,21-22).
Gniew może być wyrazem bezsilności, gdy określona sytuacja kogoś przerasta. Innym razem odsłania niepohamowaną żądzę górowania, posiadania lub panowania nad kimś. Zasadza się na totalnym i bezkrytycznym egoizmie. Jest jak bomba gotowa zawsze wybuchnąć i zmieść wszystkich w pobliżu. Zaślepia przy tym umysł, wolę i uczucia; chce hałasem zagłuszyć wszystko inne. Szczególną trudność stanowią sytuacje, w których człowiek gniewa się z powodu doznanej rzeczywiście krzywdy i nie może przebaczyć. Albo nie potrafi, choć chciałby, albo zaprawiony goryczą świadomie nie chce. Zwłaszcza ten drugi przypadek jest niepokojący. Gniew jest tutaj chęcią odwetu i prowadzi do czynów mających na celu wyrządzenie komuś krzywdy. Motyw zemsty jaskrawo sprzeciwia się przykazaniu miłości. Warto uświadomić sobie, że słowa Chrystusa o konieczności przebaczania nie muszą być traktowane tylko w kategoriach wezwania, ale przychodzą jako pewien dar i stają się szansą na uwolnienie od miażdżącego poczucia przegranej. Święty Paweł - ten, który doświadczył biczowania, kamienowania, wygnania, uwięzienia, itp.; ten, który był stanowczy, energiczny, ostry i gwałtowny - śmiało mówi: „Błogosławcie, a nie złorzeczcie” oraz „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,14.21).
W kontekście tych słów posłuchajmy słów Błogosławionego Księdza Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego: „Ten zwycięża - choćby był powalony i zdeptany - kto miłuje. Kto nienawidzi, już przegrał". Wielkość i świętość Prymasa wyraziła się też w spontanicznej reakcji na wiadomość o śmierci Bieruta. Prymas zaczął się modlić i odprawił Mszę św. za swojego prześladowcę ku zdziwieniu wielu.
Katecheza 19 czerwca 2022 r.
Jakie są skutki grzechu lenistwa?
Lenistwo jest na tyle poważnym złem, że zostało zaliczone do katalogu grzechów głównych. Człowiek leniwy nie jest zdolny do tego, by kochać i by wypełniać codzienne obowiązki w rodzinie, w pracy zawodowej, w środowisku społecznym. Miłość i odpowiedzialność wyraża się na co dzień właśnie poprzez pracowitość, czyli poprzez słowa i czyny, którymi wspieramy kochane przez nas osoby. Wszystko, co dobrego czynimy w relacjach międzyludzkich, wymaga pracowitości, ofiarności, zdolności do panowania nas sobą, nad zmęczeniem i zniechęceniem. Miłości przynagla nas przecież do ofiarnej troski o każdego człowieka.
Ludzie różnią się między sobą najbardziej wymaganiami, jakie sobie stawiają. Człowiek leniwy to ktoś, kto nie stawia sobie żadnych wymagań, natomiast od innych ludzi wymaga wiele. Jego filozofia życia opiera się na przeświadczeniu, iż urodził się zmęczony po to, by wreszcie odpocząć. Tymczasem ten, kto kocha, wie, że urodził się pełen aspiracji i otrzymanych od Boga talentów i że bez solidnej pracowitości nie wykorzysta dobrze swoich możliwości i nie zrealizuje ideałów i marzeń. Lenistwo może przejawiać się na różne sposoby, w zależności od sfery człowieka, którą dotyka. Najłatwiej zauważalne jest lenistwo fizyczne. Przejawia się ono w wygodnictwie, w bezczynności, w bezmyślnym traceniu czasu, w unikaniu jakiejkolwiek pracy i wysiłku. Człowiek leniwy poważnie zaniedbuje swoje obowiązki. Nie dotrzymuje słowa i nie można na niego liczyć. A to prowadzi do poważnych problemów i konfliktów w rodzinie, w pracy zawodowej, w środowisku znajomych.
Nie mniej groźne jest lenistwo intelektualne. Polega ono na tym, że człowiek nie używa swojej zdolności myślenia po to, by obserwować rzeczywistość i by wyciągać logiczne wnioski z tych obserwacji. Lenistwo w myśleniu prowadzi do bezmyślności, do trwania w ignorancji, do bezkrytycznego ulegania modnym ideologiom i sloganom. Człowiek, który ulega lenistwu w sferze myślenia, staje się duchowo pusty, gdyż duchowość to zdolność do zrozumienia samego siebie i do szukania odpowiedzi na najważniejsze pytania: skąd się wziąłem? dokąd czy do kogo zmierzam? w oparciu o jakie więzi i wartości mogę osiągnąć cel mego istnienia? Lenistwo duchowe oznacza, że człowiek nie stawia sobie takich pytań. Lenistwo intelektualne to najkrótsza droga do arogancji i do fikcyjnego przekonania o własnej wielkości. Mówi o tym Biblia w słowach: „leniwy ma się za mądrzejszego niż siedmiu, co odpowiada rozumnie” (Prz 26,16). Lenistwo w myśleniu prowadzi do arogancji i bezmyślności w postępowaniu. Wyjątkowo bolesne skutki przynosi „lenistwo sumienia moralnego” (KKK 2128). Oznacza ono niechęć danego człowieka do analizowania własnego postępowania w kategoriach dobra i zła, zasługi i winy. Człowiek leniwy w sferze moralnej ma nieuporządkowane sumienie, a w konsekwencji nieuporządkowane życie.
Lenistwo prowadzi do marnowania czasu i do egzystencjalnej nudy, bo ileż godzin można siedzieć przed telewizorem czy wylegiwać się w łóżku?! Lenistwo powoduje także poważne problemy zdrowotne (nadwaga, nadciśnienie, utrata kondycji i sprawności fizycznej). Zdrowie to przecież ruch i wysiłek! Lenistwo zawęża pragnienia i aspiracje. Nawet jeśli człowiek leniwy zachował jeszcze jakieś aspiracje, to nie podejmuje wysiłku, by je zrealizować. Traci radość życia, gdyż zadawala się szukaniem przyjemności, czyli ulega postawie typowej dla niemowlęcia. Pismo Święte mówi, że lenistwo „pogrąża w ospałości” (Prz 19, 25). „Serce leniwego czeka bez skutku” (Prz 13,4), a „ręka leniwego sprowadza ubóstwo” (Prz 10, 4).
Katecheza 12 czerwca 2022.
Lenistwo – grzech marnotrawienia czasu.
W formule „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu...” wymieniamy „miejsca” popełniania naszych grzechów. Są nimi: myśli, mowa, uczynki i zaniedbania. Grzechy ostatniej kategorii zaniedbania wydają się jakby były zapominane i traktowane nie tak poważnie, jak inne. Nierzadko da się słyszeć takie słowa: „Nie piję, nie kradnę, nie mówię źle o innych, itp.”, wyrażające, w czyimś odczuciu pozytywną samoocenę siebie samego. Tymczasem zaniedbanie polega na braku czynienia dobra, które ktoś mógłby uczynić i w tym sensie jest odwróceniem się od miłości, najbardziej fundamentalnej zasady życia chrześcijańskiego. Miłość, której uczy Chrystus, nie ma granic; nie może być też nigdy sprowadzona do poziomu obowiązku, jedynie wypełnienia niezbędnego minimum. Jeśli są jakieś konkretne przepisy, nakazy i zakazy, to tylko jako pomoc, na takiej samej zasadzie jak podróżnemu służy mapa, znaki drogowe i dobry samochód. Pozostając przy tej analogii, można by powiedzieć, że nie ma żadnego powodu do chluby, jeśli kierowca skręca w prawo, gdy tak nakazuje znak, albo gdy zatrzymuje się na czerwonym świetle. To zwyczajne spełnienie obowiązku.
Siedemdziesiąt lat życia to ponad 25 tysięcy dni. Przyjmijmy ją za miarę daru, który ktoś otrzymuje. Ta liczba może ulegać tylko pomniejszeniu. Każdy dzień odchodzi i nigdy już nie wróci. Owszem, można być zbawionym przez doskonały akt żalu w ostatniej sekundzie życia, ale jaki ból pozostaje, gdy człowiek stwierdzi, ile stracił, ile nie wykorzystał. Taki ból przeżywał św. Augustyn, który stwierdził w swojej autobiografii zatytułowanej Wyznania: „Zbyt późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna, a tak nowa, późno Cię umiłowałem" (Wyznania, X 27). Kto miłuje, nie zadowala się tym, że kogoś nie zabił, ale martwi się tym, że zmarnował kolejny dzień życia na sprawy nie majce znaczenia.
Rozważając o grzechu lenistwa wypada także powiedzieć o jego ukrytej formie, skrytej za różnymi formami aktywności. Wartość danego czynu nie jest bowiem mierzona tylko nim samym, ale intencją i zgodnością z wolą Bożą. Przykładowo, może ktoś bardzo dużo się modlić, co wydaje się dobre i piękne, ale przy tym osoba ta zaniedbuje swoje podstawowe obowiązki, jakie wynikają z jej stanu i trybu życia. W ten sposób żona może zaniedbać męża (i odwrotnie), uczeń może zlekceważyć naukę, ksiądz nie odpowiedzieć na wezwanie, aby pójść do chorego, itd. Przełamanie lenistwa polega na odnalezieniu właściwego zajęcia, które dla konkretnej osoby, we właściwym czasie i miejscu przewidział Pan. Trwanie w innym miejscu, choćby nie wiadomo, jak wyglądałoby na zapracowane, jest w istocie ucieczką-lenistwem.
Każdy człowiek każdego dnia otrzymuje tysiące okazji do czynienia dobra. Wyobraźmy sobie, że to dobro jest jak człowiek, albo jeszcze wyraziściej ‑ jest jak małe dziecko, które wymaga opieki, ciepła, nakarmienia. Lenistwo jest potworną znieczulicą, która przygląda się temu dziecku, jak ginie, pozostawione samemu sobie. I temu dziecku jakby mówi: „Nie chce mi się i mam do tego prawo; mam prawo do świętego spokoju”. Św. Faustyna opisała w kontekście interesującego nas problemu bardzo wymowne doświadczenie: „W pewnym momencie widziałam szatana, który się śpieszył i szukał kogoś pomiędzy siostrami, jednak nie znajdował. Uczułam w duszy natchnienie, aby mu rozkazać w imię Boga, aby mi wyznał, czego szuka pomiędzy siostrami. I wyznał, choć niechętnie, że: Szukam dusz próżnujących. Kiedy znowuż rozkazałam w imię Boże, aby wyznał, do jakich dusz w zakonie ma największy przystęp - i znów wyznał z niechęcią, że: Do dusz leniwych i próżnujących. Zauważyłam, że obecnie w tym domu takich dusz nie ma. Niech się cieszą upracowane i umęczone dusze” (Dzienniczek, nr 1127).
Katecheza 5 czerwca 2022.
Post jako lekarstwo na grzech obżarstwa
Tydzień temu rozważaliśmy o grzechu łakomstwa, który sprawia, że serce człowieka jest ociężałe i niezdolne do umiłowania Boga i jego przykazań. Istnieje lekarstwo, które ogranicza skutki grzechu łakomstwa. Jest nim praktyka postu. Św. Tomasz z Akwinu wiąże ją z cnotą umiarkowania, a ściślej z wstrzemięźliwością, która ma ustrzec nas przed grzechem obżarstwa i pijaństwa. Jego zdaniem, wstrzemięźliwość reguluje przyjemności zmysłowe, zwłaszcza te związane z jedzeniem i piciem. Ciekawe jednak, że kiedy Tomasz próbuje zdefiniować post, rozszerza zakres tej praktyki: „W znaczeniu ścisłym post jest powstrzymaniem się od jedzenia; natomiast brany w znaczeniu przenośnym, jest powstrzymaniem się od wszystkiego co szkodliwe, a zwłaszcza od grzechów”. Dzisiaj moglibyśmy sobie dopisać do jedzenia całą listę dóbr, których średniowieczni ludzie nie znali, na przykład telefony, media, Internet, gustowne ciuchy i smakołyki. Zmniejszenie ilości jedzenia (lub czegoś innego) musi kierować się motywem moralnym. Tylko wtedy staje się postem i wydaje zamierzony owoc, czyli „pokój ducha i umysłu”. Post nie jest więc żadną karą, ani nieludzką praktyką. To duchowe lekarstwo i doskonały środek profilaktyczny.
Św. Ignacy Loyola w poście widzi formę modlitwy „dla szukania i znalezienia jakiejś łaski lub daru: który człowiek chce i pragnie otrzymać od Boga”. Tak modlił się postem Dawid czy sam Jezus na pustyni tuż przed rozpoczęciem swej publicznej działalności. Wtedy post jest wyrazem silnego pragnienia człowieka, który przedkłada jakieś dobro duchowe nad pokarm. Święty zaleca też ograniczenie jedzenia w celu przygotowania ciała do modlitwy, co sprawia, że człowiek nie jest śpiący, a jego rozum, wola i cała psychika lepiej i owocniej pracują. W ten sposób ciało współdziała z władzami duszy i otwiera się na działanie Boga.
Zachęta do powstrzymania się od jedzenia w niejednym człowieku wywołuje dzisiaj gęsią skórkę i lęk, co nierzadko prowadzi do odrzucania postu jako „średniowiecznego przeżytku”. Współczesny człowiek boi się cierpienia związanego z podjętym wyrzeczeniem. Wprawdzie w poście musi pojawić się pewien brak i niedosyt, ale na pewno nie wycieńczanie organizmu do granic możliwości. Post nie może także równać się całkowitemu niejedzeniu, lecz raczej bliższy jest „poprzestawaniu na małym”. Chodzi o zachowanie równowagi, to znaczy, zaspokojenie podstawowych potrzeb ciała, a uszczuplenie sobie z tego, co w ramach umiaru jest pewną niekonieczną nadwyżką. Nie istnieje jednak odgórna miara, którą można by narzucić wszystkim bez wyjątku. Każdy musi rozeznać sam, z czego powinien i może zrezygnować, zważywszy także na swoje możliwości, potrzeby, okoliczności, prowadzone prace i zadania. Przede wszystkim skutkiem dobrego postu ma być „pogoda ducha i umysłu”. Jeśli jej brakuje, to prawdopodobnie człowiek rozminął się z właściwą miarą lub kieruje się niewłaściwymi intencjami. Wtedy lepiej z miejsca zaprzestać postu. I zastanowić się poważnie i spokojnie nad tym, co się robi.
Katecheza 29 maja 2022
Łakomstwo – gdy bogiem staje się brzuch
Wśród kolejnych grzechów głównych Katechizm Kościoła Katolickiego wymienia łakomstwo. Pod tym pojęciem rozumie się w pierwszej kolejności nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, dosadniej zwane obżarstwem. Nie trzeba nikogo przekonywać o konieczności odżywiania się. Problem łakomstwa dotyczy jedynie właściwych proporcji i hierarchii wartości. Człowiek żyje nie po to, żeby jeść, ale je po to, aby żyć. Pod tą zasadą podpisze się zapewne bardzo wielu ludzi, ale w praktyce okazuje się, że właśnie treścią ich życia jest szeroko pojęta konsumpcja. „Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego […]. Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne” – poucza nas Apostoł Narodów w Liście do Filipian (Flp 3,18-19). Człowiek dotknięty łakomstwem zapomniał o pierwszeństwie karmienia swojego wnętrza, o nadprzyrodzonym powołaniu każdego ludzkiego istnienia. Zszedł na poziom życia psychofizjologicznego i biologicznego, w którym dominującą rolę odgrywają instynkty. Tymczasem św. Paweł poucza: „czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31).
Doskonale znamy także słowa Chrystusa: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4). Jezus wypowiada je do szatana, który przecież cały czas kusi w podobny sposób. Jezus nie neguje potrzeby zwykłego chleba, ale wpisuje ją w kontekst całego ludzkiego życia. Dla łakomczucha zaś jego własne odczucia są najważniejsze i pierwszeństwo ma zaspokajanie wszystkiego, co rodzi się jako instynktowna potrzeba danej chwili. Nie ma w nich odniesienia do woli Bożej, jest za to odniesienie do własnego „ja”, jako kryterium wyboru tego, co słuszne, co się należy, z czym jest dobrze. Łakomczuch szuka jedynie przyjemności. Z tego względu ciągle musi być zaspokajany, a jednocześnie żyje nieugaszonym pragnieniem. Może doświadczać nawet jednocześnie przesycenia i braku. W istocie cierpi, choć nie chce odwrócić się od swoich przywiązań. Skrajnym przykładem pobłądzenia w dziedzinie spożycia jest alkoholizm.
Jezus przestrzega przed tym, aby „serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych” (Łk 21,34). Choć objawy łakomstwa mogą przejawiać się fizycznie, nie one są jednak najważniejszym problemem. Zniszczeniu ulega przede wszystkim serce człowieka, jego wolność i tym samym proces dojrzewania do pełni człowieczeństwa. Łakomczuch głodzi tego, który ma powołanie, by wzrastać „na obraz i podobieństwo” Boże. Przeciwnie, staje się jego karłem i karykaturą.
Katecheza 22 maja 2022 r.
W jaki sposób pokonać pierwsze odruchy zazdrości?
Katechizm Kościoła Katolickiego umieszcza rozważania o zazdrości w kontekście dziesiątego przykazania Dekalogu i podaje następującą definicję: Zazdrość jest wadą główną. Oznacza ona smutek doznawany z powodu dobra drugiego człowieka i nadmierne pragnienie przywłaszczenia go sobie, nawet w sposób niewłaściwy. Zazdrość jest grzechem śmiertelnym, gdy życzy bliźniemu poważnego zła (KKK 2539). Katechizm zwraca uwagę, że zazdrość rodzi się najpierw na poziomie uczuć człowieka, jako pewien smutek. Niestety człowiek nie jest w stanie do końca panować nad swoimi uczuciami. Wobec tego musimy się zapytać czy zazdrość zawsze jest grzechem? Jak pokonać to uczucie, kiedy zaczyna kiełkować w naszym sercu?
Trudno mówić o grzechu zazdrości, kiedy zwykłe uczucia ukłują nas zazdrośnie na widok sukcesu znajomych czy posiadanych przez innych rzeczy. Wystarczy chwila zastanowienia odsuwająca tego typu myśli bądź zwykłe ucieszenie się cudzym dobrem. W niedopuszczeniu zazdrosnej myśli do nas może pomóc rozum i mądrość pochodząca od Boga, o której mówi św. Jakub Apostoł w swoim liście, że jest „czysta, skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy” (Jk 3,17). Tam, gdzie używamy rozumu i dana jest nam mądrość od Boga, zazdrość jako wada nie ma przystępu. W pewnym sensie bycie zazdrosnym jest wyborem postawy wobec bliźniego i wobec siebie, którą pielęgnujemy aż do uczynienia z niej naszej wady i naszego nieszczęścia. Pielęgnujemy to w naszych sercach w ukryciu, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że zazdrość jest czymś wstydliwym i niewłaściwym. Na pytanie: „czy jestem zazdrosny? większość zapytanych szybko odpowie: „nie, no skąd, ja?”. W ten sposób ukrywamy, to co rodzi się w naszych sercach.
Jezus mówi, że z wnętrza, z serca człowieka pochodzą złe myśli i zazdrość (por. Mk 7,20–23). Tak więc wszystko zaczyna się w sercu i tam jest teren walki. Rodzą się czasem w nim mordercze pragnienia, które mogą zostać zniszczone poprzez myślenie i modlitwę. Myślenie, które może pomóc w dziękczynieniu za siebie, za to, co się otrzymało, za bliskich. Modlitwa wytrwała zaś przynosi pokój i zaufanie. Jeden z penitentów wyznał kiedyś pięknie na spowiedzi, że musi w swoim sercu bronić innych ludzi przed samym sobą, przed swoimi myślami, ocenami, zazdrościami. Bronienie innych ludzi we własnym sercu to nie tylko walka z samym sobą, ale to także forma miłości bliźniego.
Niestety zazdrość ma wiele odsłon. „Z zazdrości rodzą się nienawiść, obmowa, oszczerstwo, radość z nieszczęścia bliźniego i przykrość z jego powodzenia” – pisał Grzegorz Wielki. Można dodać również gniew, który zazdrość umiejętnie podsyca, starając się nam wmówić, że to gniew słuszny i nic się za nim nie kryje. Zazdrość dopuszczona do serca wprowadza bezład i chaos. Dlatego walka z nią odbywa się na terenie naszego serca.
Dlaczego zazdrość nazywana jest morderczym pragnieniem?
Zazdrość jest w relacjach międzyludzkich bardzo powszechnym grzechem. Zazdrościć można komuś nie tylko pieniędzy, samochodu czy ubrań, ale także wszystkiego innego, co nie jest materialne: sukcesu, pozycji społecznej, zdolności, poczucia humoru, a nawet czynienia dobra. Dlaczego zazdrość jest zaliczona do grzechów głównych? Co jest w niej tak niebezpiecznego? Zazdrość jest skierowana przeciwko miłości bliźniego, aż do życzenia komuś poważnego zła i jego realizacji. Uderza więc w podstawy życia chrześcijańskiego. Święty Augustyn powiedział o zazdrości, że jest to „grzech diabelski”, a św. Grzegorz Wielki dodał: „z niej rodzą się nienawiść, obmowa, oszczerstwo, radość z nieszczęścia bliźniego i przykrość z jego powodzenia”. Grzech zazdrości może zrodzić nawet zabójstwo.
Zazdrość karmi się poczuciem braku. Jej siłą napędową jest szukanie szczęścia, które widzi się u innych osób. W istocie jest to zdeformowana wizja samego siebie, w której nie ma przekonania o byciu kochanym. Dobro drugiego człowieka jest dla zazdrośnika miażdżące, bo odsłania jego stan nieposiadania. Niedowartościowanie w oczach własnych popycha jednocześnie do nasycania się tym, co wydaje się przynosić szczęście. Może to przejawiać się w formie odebrania komuś czegoś albo w bardziej wyrafinowanej, gdy poszukuje się towarzystwa osób, które w oczach osoby zazdrosnej odniosły sukces.
Innym przejawem zazdrości jest dążenie do tego, by ktoś drugi uznawał prawo do pierwszeństwa. Mąż może być zazdrosny o żonę albo dziewczyna o chłopaka w ten sposób, że każe drugiej stronie ciągle siebie adorować. Każda radość tej drugiej strony, wynikająca z kontaktu z kimś innym, przyprawia o drżenie. To lęk przed odrzuceniem, często zupełnie bezpodstawnym, ale realnie żyjącym w zazdrośniku. Jeszcze ktoś inny cierpi, że to nie on jest w centrum uwagi. To jego dowcipy są najlepsze, to jego pomysły są najbardziej trafne, itd. Zazdrośnik nie ścierpi sukcesu bliźniego, będzie chciał go odebrać. Prawo pierwszeństwa polega na pożeraniu wszystkiego dla siebie. Drugi człowiek w istocie służy do zaspokajania własnych potrzeb.
Co czynić, by nie wpaść we własną grzeszną pułapkę? Przeciwieństwem zazdrości jest pragnienie Najwyższego Dobra w życiu człowieka, a jest nim tylko Bóg oraz życzliwość dla bliźnich. Do starszego syna, z przypowieści o synu marnotrawnym, ojciec mówi: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy” (Łk 15,31). Odkrycie Chrystusa jest największą nadzieją grzesznika, by poczuł się przez to wolny i odpoczął od morderczej walki o swoje.
Katecheza 8 maja 2022.
Dlaczego grzechy nieczystości nazywamy kradzieżą?
Święty Paweł w Liście do Koryntian zapisał następujące zdanie: „Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie?” (1 Kor 6, 19). Nasze ciała zostały uświęcone obecnością Ducha Świętego, dlatego mają służyć przede wszystkim do okazywania miłości naszym bliźnim. Człowiek jest powołany przez Boga do życia w miłości. Grzech nieczystości jest bardzo niebezpieczny, ponieważ godzi w istotę miłości. W Kościele pierwotnym wymieniano trzy najpoważniejsze grzechy, za które nakładano bardzo surowe pokuty: wyparcie się wiary, zabójstwo i cudzołóstwo. Ten ostatni nie wyczerpuje katalogu grzechów nieczystych, ale zestawienie go ze wspomnianymi dwoma innymi ukazuje jego wyjątkowy ciężar gatunkowy.
Punktem wyjściowym dla problematyki grzechów nieczystych stanowią przede wszystkim przykazania Dekalogu: „Nie cudzołóż!” oraz „Nie pożądaj żony bliźniego swego!” (por. Wj 20, 14. 17), a także słowa Jezusa: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5, 28). Jezus, pomimo nieskończonego miłosierdzia, jakie okazuje każdemu grzesznikowi (np. kobiecie cudzołożnej – por. J 8, 1-11), widzi z całą ostrością i to w wymiarze życia wiecznego, śmiertelne skutki grzechu nieczystości. Właśnie dlatego, że kocha On grzesznika i pragnie jego zbawienia, nienawidzi każdego grzechu, który przeszkadza w skorzystaniu z łaski odkupienia. Stąd Jego radykalizm i wskazywanie na miejsca zagrożenia: „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, […], cudzołóstwa, […], wyuzdanie, […]. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7, 21-23). To w myślach zaczyna się fantazjowanie erotyczne, wzmagane filmem, pornografią, wyobraźnią innych osób i dotykiem. Dochodzą do tego sprośne słowa, głupie, nieprzyzwoite dowcipy, dwuznaczne namowy. Przychodzą wreszcie gesty nieskromne i różne czyny lubieżne – z samym sobą, z drugim człowiekiem.
O powadze sytuacji świadczy scena, którą mistycznie zobaczyła św. Faustyna i opisała w Dzienniczku: „Ujrzałam Pana Jezusa przywiązanego do słupa, z szat obnażonego, i zaraz nastąpiło biczowanie. Ujrzałam czterech mężczyzn, którzy na zmianę dyscyplinami siekli Pana. Serce mi ustało patrząc na te boleści. I dał mi Jezus poznać, za jakie grzechy poddał się biczowaniu, są to grzechy nieczyste” (Dzienniczek, nr 445). Grzechy nieczyste są wyborem własnej pożądliwości, której istotą jest zawłaszczenie tego, co się nie należy. To swoista kradzież w sferze przynależnej miłości. Pozostają wówczas same zachowania seksualne sprowadzone do wymiaru nieuporządkowanych zachowań instynktownych, które całkowicie wypaczają sens miłości. Grzechy nieczyste powodują, że drugiego człowieka traktujemy jak przedmiot do własnego użycia. Każdy taki grzech wzmaga tylko nasz egoizm i utrwala w nas postawę traktowania drugiego człowieka jak rzeczy. A to wszystko jest zaprzeczeniem miłości.
Katecheza 1 maja 2022.
Lekarstwo na chciwość - wdzięczność
Autor Drugiej Księgi Samuela opisuje na kartach Starego Testamentu następującą historię: „Pewien bogacz miał wiele owiec i bydła, jego sąsiad jedną owieczkę, kiedy przyszli goście do bogacza, zabrał na ucztę owcę sąsiada, gdyż żal mu było wziąć którąś ze swoich owiec” (2 Sm 12,1-4). Człowiek chciwy wciąż chce mieć więcej, i nie potrafi się cieszyć z tego co ma, bo to mu nigdy nie wystarcza. Zawsze można mieć więcej biżuterii, ubrania lepszej marki, droższy samochód, itd. Człowiek chciwy chce mieć więcej, i wciąż więcej; zarabiając 2 tys. chce zarabiać 3 tys., gdy to osiągnie chce 4 tys. itd. Albo porównuje: on ma dom jednopiętrowy, a kolega dwupiętrowy, więc ma mniej od niego i musi zrobić coś, żeby to zmienić, najlepiej tak, żeby sam miał jak najwięcej; i tu chciwość często łączy się z pożądaniem tego, co mają inni, a czasem z zawiścią i zazdrością. Człowiek chciwy nie umie dziękować, nie potrafi doceniać tego, co ma, ponieważ wciąż chce mieć więcej. Nie ucieszy go mały prezent dany od serca, gdyż pomyśli, że to tylko jakiś bezwartościowy drobiazg, a chce dostawać np. drogą biżuterię. Człowiek chciwy nie cieszy się tym, co ma; nie umie być wdzięczny za to, co małe, gdyż wciąż chce więcej. Ten smutek wywołany chciwością można przezwyciężyć wzbudzaniem postawy wdzięczności.
Jest to niezwykle piękna postawa człowieka, uznająca wyświadczone nam i innym dobro. Jej wyrazem jest dziękczynienie Bogu, w którego hojności mają źródło wszystkie dobrodziejstwa, jakich nam udziela, czy to sam bezpośrednio, czy przez ludzi. Wdzięczność odgrywa też wielką rolę we wzajemnych relacjach międzyludzkich, tworząc klimat życzliwości i serdeczności. Właściwe spojrzenie na dobra, które posiadamy pobudza do wdzięczności za nie. Niestety ludzie czasami są podobni do podróżujących, którzy kupili bilet po bardzo niskiej cenie, a oburzają, że jadą za wolno. I nigdy nie pytają o to, komu zawdzięczają możliwość przemieszczania się, kto położył szyny, zbudował trakcję, drogi itd. Niekiedy podobnie arogancko korzystamy z darów Bożych, owoców dzieła stworzenia. Czy stać nas na wdzięczność wobec Boga? Na gest, który wykonał jeden z dziesięciu trędowatych uzdrowionych przez Jezusa, który gdy spostrzegł, że jest oczyszczony, zawrócił, by podziękować. Kiedy człowiek nauczy się być wdzięcznym nawet za małe rzeczy, wówczas będzie szczęśliwy z tego co posiada. Potrzebę postawę wdzięczności powinno nam uświadomić jedno zdanie: Cóż masz, czego byś nie otrzymał, człowieku?
Katecheza 10 kwietnia 2022.
Chciwość jako niewola pragnień człowieka
„Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia” (Łk 12, 15). Te słowa ostrzeżenia pochodzą od samego Jezusa. Wsłuchując się w tę przestrogę, zastanówmy się w czasie dzisiejszej katechezy dlaczego chciwość jest tak bardzo niebezpieczna dla życia duchowego człowieka?
Chciwość pochodzi od słowa „chcę”, ale to znacznie więcej niż tylko chcę. To stan posiadania i pragnienia różnych dóbr, przede wszystkim materialnych, choć można to rozumieć szerzej, także jako zachłanność darów duchowych, np. w odniesieniu do charyzmatów (uzdrawiania, proroctwa, itd.), albo gdy chodzi o wyłączność na przyjaźń z określonymi osobami. Człowiek chciwy jest także skąpy. Nie tylko dąży do niekończącego się pomnażania stanu posiadania, ale nie chce się dzielić z nikim. Jest jak napompowany balon, który martwi się o to, co zrobić, żeby nie stracić swoich majętności. Jezus przestrzega przed taką postawą w przypowieści o gospodarzu, któremu dobrze obrodziło pole. Człowiek ten chciał zgromadzić wszystko w wielkich spichlerzach, by potem wieść bezpieczne życie. Jednak w chwili śmierci, która może przyjść nagle, odsłoni się cała jego głupota i tym samym totalna przegrana jego życia (zob. Łk 12, 16-21).
Skąpca ogarnia strach i żal na myśl o utracie tego, co ma. Tymczasem chrześcijanin jest „człowiekiem daru”. Jan Paweł II powiedział kiedyś, że miarą bogactwa ucznia Chrystusa jest nie to, co posiada, ale to, czym się dzieli. Skąpiec może być tak owładnięty żądzą posiadania, że żal mu samemu korzystać z tego, co ma. Żal mu zjeść ciastko, bo je straci. W istocie jest niewolnikiem swoich pragnień. Święty Paweł o tych braciach, których dążenia są przyziemne, mówił z płaczem: „Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch” (Flp 3, 19). Skąpiec nie żyje życiem nadprzyrodzonym, w którym jest miejsce na ufność w opatrzność Bożą i Jego miłość, zaspokajającą wszelkie potrzeby człowieka. Obce jest mu myślenie, do którego wzywa Jezus: „Nie martwcie się o życie, co będziecie jeść, ani też o ciało…” (Łk 12, 22). Przeciwnie, egoizm zżera go od środka i samotność stopniowo gasi w nim płomień autentycznego życia, do którego jest powołany. Święta Faustyna z głębokim żalem odkrywa, że „[…] niektóre dusze są jak kamienie, zawsze zimne i nieczułe. Nawet cuda ich niewiele wzruszają, mają wzrok spuszczony na stopy swoje i tak nic nie widzą prócz siebie” (Dzienniczek, nr 1284). Do takiego stanu doprowadza chciwość.
Chciwość może przybierać również niebezpieczną formę, polegającą na ukryciu się pod płaszczykiem koniecznego zabezpieczenia swojego życia w imię zdrowego rozsądku. To taki mechanizm obronny ogłuszający sumienie. Potrzeba posiadania „na wszelki wypadek” tłumi w człowieku odruchy hojności i bezinteresowności. Rządzi nim paniczny strach. Nieustannie zabiega o należny mu komfort i bezpieczeństwo. Nigdy nie będzie w pełni zadowolony, choćby ze względu na lęk przed utratą, tego co posiada. Nie ma takiej granicy, przy której człowiek zatrzyma się w pragnieniu posiadania. Grzech chciwości zniewala człowieka, odbiera mu radość i pokój dziecka Bożego, które unosząc się na falach wiary przyjmuje miłość i ją oddaje. Dopiero otwarcie na kogoś drugiego sprawia, że człowiek staje się w pełni człowiekiem. Wtedy może przeżywać siebie tak, jak chce tego jego Stwórca.
Katecheza 3 kwietnia 2022.
Chciwość jako korzeń zła
Na drugim miejscu w katalogu grzechów głównych znajduje się chciwość. Jest to nieuporządkowana miłość do bogactw i innych dóbr doczesnych. Ta miłość czyni nas niewolnikami rzeczy, które powinny nam służyć. Rzymski filozof Seneka mawiał: „W domu mądrego bogactwa pozostają na służbie, u głupca zaś zajmują miejsce na tronie”. Chciwość przejawia się przede wszystkim w bogaceniu się za wszelką cenę oraz w przesadnej trosce o sprawy doczesne. Jak każdy grzech, także i ten zamyka człowieka w swoim wewnętrznym świecie. Serce pełne chciwości tak naprawdę jest puste, bo jest zamknięte na drugiego. W chciwości patrzymy na siebie i swoje osiągnięcia, na te „skarby” zbierane przez lata. To ma być nasz powód do dumy, to ma być nasza „karta przetargowa” w stosunku do innych. Często spoglądając na innych mówimy o ich stanie majątkowym. Na jednych patrzymy z zazdrością, innych traktujemy z wyższością. Stosunek do dóbr materialnych odsłania też nasze zapatrywanie na wszelkie wymiary naszego życia. Chciwość to grzech, który człowieka zamyka. Pragnienie posiadania, konserwowania i pomnażania swojego dorobku jest połączony z lękiem przed jakąkolwiek stratą. Ufność w gromadzone przez siebie „skarby” i chęć posiadania coraz więcej staje się motorem ludzkiego działania.
Zauważmy, że chciwość może mieć również miejsce nie tylko u ludzi bogatych, ale również i u tych, co nie mają za wiele. Ich nastawienie wewnętrzne, chęć posiadania za wszelką cenę może stać się powodem wielu innych grzechów, takich jak: zatwardziałość serca, zamknięcie się na innych, niepokój, zdrada, oszustwo czy pogwałcenie praw innych. Pan Jezus przestrzega nas: „Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6, 24), a św. Paweł dopowiada, że „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy” (por. 1 Tm 6,10). Chciwość klasyfikowana jest jako grzech ciężki, jeśli sprzeciwia się cnocie sprawiedliwości. Ma to miejsce wtedy, gdy ktoś z chciwości kradnie, wstrzymuje słuszną zapłatę robotnikom, nie spłaca długów i dopuszcza się oszustw finansowych. Natomiast, jeśli ktoś wypełnia obowiązki wynikające ze sprawiedliwości, ale nie praktykuje cnoty hojności, nie wspiera biednych to wówczas popełnia grzech lekki. Pan Bóg wzywa nas do tego, byśmy mieli serce wielkoduszne, czyli takie, które w pokorze zna swoje ograniczenia, które pragnie się rozwijać, ale i z tego co ma dzieli się z innymi. Jakże pięknym obrazem biblijnym opisującym wielkoduszność jest scena, gdy Jezus przypatruje się wszystkim, którzy wrzucają pieniądze do skarbony. Uczniom wówczas komunikuje, że uboga wdowa dała najwięcej. Jej hojność (nie pod względem ilości złożonych pieniędzy, ale daru serca) jest najwspanialsza.
.